Z cyklu Retro Futbol: Koreański Władca pierścieni, który podbił serca kibiców

W Korei jest on wielkim bohaterem nie tylko w środowisku sportowym, ale także i ogólnym, społecznym. Jego rodacy cenią go za wybitny mundial rozgrywany w ich kraju, gdzie bramka zdobyta przez Ahn Jung Hwana przyczyniła się do wyeliminowania Włochów i zrobienia kroku do przodu dla całego futbolu. Dla Koreańczyków jest on wciąż wielkim autorytetem.

Ahn Jung Hwan był jednym z najlepszych piłkarzy koreańskich w XXI wieku. Jego błyskotliwość, opanowanie, a w szczególności niesamowita szybkość była dobrze znana miłośnikom piłki nożnej. Ten ostatni atrybut mocno utrudniał życie przeciwnikom, o czym dotkliwie przekonali się nasi piłkarze podczas siedemnastych mistrzostw świata rozgrywanych w Korei Południowej oraz Japonii. Można śmiało nazwać go poniekąd wirtuozem, bo przy jego filigranowej budowie ciała potrafił wprowadzić w zakłopotanie rywali jednym szybkim prostym dryblingiem. Wchodząc z ławki rezerwowych momentalnie ożywiał zespół i dawał zupełnie lepszą jakość.

Bez wątpienia turniejem życia dla Ahn Jung Hwana był mundial, który został rozegrany w jego ojczyźnie, gdzie pokazał się ze znakomitej strony i rozsławił swoje nazwisko na cały świat. Po tamtym turnieju przestał być anonimowym zawodnikiem wśród kibiców. Nie tylko ze względu na wielki sukces reprezentacji Korei, która zajęła wysokie i niespodziewane czwarte miejsce, ale też ze względu na samą grę. Napastnik koreański zdobył dwie bramki, a w pamięć zapadła ta strzelona Włochom w 117 minucie meczu, która przypieczętowała zwycięstwo azjatyckiej drużynie. Tamto spotkanie było pełne kontrowersji ponieważ ekwadorski arbiter Byron Moreno stronniczo prowadził zawody na korzyść gospodarzy. Największą uwagę skupiła kontrowersyjna czerwona kartka wobec Francesco Tottiego.

Koreańczyk wówczas grał we włoskiej Perugii i został z niej wydalony po mistrzostwach. Prezes tego klubu stwierdził, że bramka zdobyta przez Ahn Jung Hwana mocno uraziła jego włoską dumę, co skreśla go z dalszej gry w barwach drużyny z Półwyspu Apenińskiego. Po wielu latach sam zawodnik powiedział mediom, że we Włoszech pikarze nie zagrywali do niego piłek, ale także byli wobec niego bardzo niemili, a szczególnie Marco Materazzi – Nie rozumiałem, co mówił. Jednak tłumacz, który był również przy tym mocno się zaczerwienił i był zakłopotany, aby to przetłumaczyć. Później dowiedziałem się, że Marco powiedział, że śmierdzę czosnkiem – powiedział zawodnik. Jego żona przyznaje, że Ahn przez dłuższy okres czasu po tym incydencie nie mógł spojrzeć na czosnek i w ogóle go nie spożywał.

Koreańczyk nie zamierzał się głośno wypowiadać się co myśli na temat postawy Perugii. Wolał krótko skomentować sprawę – Nie mam ochoty drążyć tematu Perugii, ten klub nie może znieść mojego osobistego sukcesu, nie zamierzam, ani do Włoch, ani do Perugii tym bardziej wracać – mówił. Turniej życia nie poprowadził go później do wielkich klubów. Po występach w Perugii występował w lidze japońskiej, gdzie zdobywał bramki jak na zawołanie. W 2005 roku postanowił ponownie zawojować Europę w FC Metz oraz w niemieckim Duisburgu. Jednak podobnie jak we Włoszech nie podbił serc kibiców w Bundeslidze oraz Ligue 1, a jego skuteczność nie była taka, jak w Japonii. Będąc piłkarzem francuskiego klubu rywalizował o pierwszą jedenastkę z Marcinem Żewłakowem, lecz nasz rodak był zdecydowanie lepszy od swojego rywala. Tak więc Ahn Jung Hwang musiał z podkulonym ogonem jako syn marnotrawny powrócić do ojczyzny i tam dalej walczyć o względy selekcjonera reprezentacji Korei Południowej.

Mimo tego, że nie ugrał nic na Starym Kontynencie nie można mówić, że nie miał on szczęścia w swojej karierze. Można śmiało nazwać Ahn Jung Hwana dzieckiem szczęścia, ponieważ grał w tej legendarnej reprezentacji Korei Południowej, która dokonała historycznego wyniku, zajmując czwarte miejsce. Wcześniej tej drużynie nie udało się wyjść z fazy grupowej przez poprzednie cztery turnieje, a kiedy wreszcie się przełamali osiągnęli niesamowity wyczyn. Być może w tamtej reprezentacji nie grali zawodnicy z Bundesligi, Premier Leauge czy Ligue 1, jak obecnie. Jednak wtedy byli bardziej zgrani i w kadrze znaczyli o wiele więcej niż w koreańskich klubach, gdzie również byli czołowymi postaciami. Z pewnością wielu młodych zdolnych koreańskich piłkarzy oddałoby wszystko by mieć taki sukces jaki w swojej karierze ma Ahn Jung Hwan.

Obecnie wiele narzeka się na fakt pożegnania zawodników z reprezentacją, gdyż w wielu przypadkach są oni odsyłani z kwitkiem w kontrowersyjnych okolicznościach. Inaczej było jednak w przypadku Koreańczyka, ponieważ w maju 2010 roku szkoleniowiec reprezentacji Korei, Huh-Jung- Mo postanowił go powołać do kadry na mundial rozgrywany w RPA. Nie zagrał ani jednego spotkania, lecz samą obecnością był godnie potraktowany za trzynaście lat gry.

Przez kibiców koreański napastnik był nazywany “Władcą Pierścieni”, a to ze względu na gest całowania obrączki po każdym zdobytym golu. Tym gestem miał pokazywać, jak bardzo kocha swoją rodzinę oraz dzieci. Zawsze do swoich najbliższych przywiązywał ogromną wagę i niejednokrotnie przyznawał, że jego małżonka wiele mu pomogła w trudnych momentach jego kariery.

Jedni powiedzą, że był on przeciętnym piłkarzem, który w europejskich klubach nic nie znaczył. Natomiast dla Koreańczyków był wielkim herosem, który pogrążył Włochów i dał wiele radości swojemu krajowi. Na ulicy jest wciąż rozchwytywany a to znak, że w Korei jeszcze go ludzie pamiętają i na pewno prędko nie zapomną. W reprezentacji zdobył 17 bramek w 71 występach. Można powiedzieć, że jak na napastnika to trochę mało, lecz samą postawą na boisku pokazał, że jest świetnym piłkarzem. Nawet kiedy nie strzela…

Błażej Zięty

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *