Tomasz Hajto, czyli czy są granice absurdu?

Tomasz Hajto nie od dziś jest uznawany za człowieka, który swoimi zachowaniami odchodzi od normy społecznej. Jego temperament zawsze wpakowywał go w kłopoty, choć zaraz po skończeniu kariery wydawałoby się, że pasmo jego prywatnych porażek jest definitywnie skończone. Jednak w tym całym zjawisku najgorszą rzeczą nie jest to, że popularny „Gianni” toczy się po dnie moralności i dobrego smaku. Podczas szczytu jego popularności wszyscy klepali go po plecach, jak z powodzeniem komentował mecze. Tylko, że jak fala fejmu u Hajty się skończyła, to nagle Ci sami ludzie zaczęli go publicznie kopać.

Tomasz Hajto był bardzo dobrym piłkarzem i zrobił solidną, by nie powiedzieć wybitną karierę, patrząc, jak potoczyły się losy innych jego kolegów z patologicznych (nękanych w Polsce korupcją) lat 90-tych. Grał w mocnej lidze, w wybitnym klubie, jakim było i jest Schalke i bez ogródek stał się legendą tego klubu. Na wszystkie uroczystości klubowe jest zapraszany wraz z Tomaszem Wałdochem, gdyż są uznawani za wybitne postaci w tym klubie. To nie ulega wątpliwości. W reprezentacji Tomasz Hajto rozegrał 62 mecze i uczestniczył na MŚ w Korei i Japonii w 2002 roku. Nie chodzi tutaj w jego przypadku o liczby, ale przede wszystkim o fakt, że słynął on z wielkiego charakteru i oddał wielkie serce dla koszulki z białym orłem.

Niestety prywatnie Tomasz Hajto nie miał tak udanego życia, ale trzeba obiektywnie przyznać, że na własne życzenie. Nadużywanie alkoholu, notoryczne imprezowanie, popadanie konflikty z klubowymi trenerami, zwłaszcza Wolfgankiem Wolfem czy Juppem Heynckesem, uwikłanie się w konflikty z osobami z półświatka czy czynny udział w kasynach to tylko część podstawowa rzeczy, z jakimi borykał się „Gianni”. Afera papierosowa czy potrącenie kobiety na pasach w Łodzi ze skutkiem śmiertelnym wydawało się apogeum jego negatywnego temperamentu. Podczas swojego pobytu już na piłkarskiej emeryturze w Górniku Zabrze i ŁKS-ie Łódź miał problemy z alkoholem i kasynem. Było to o tyle dziwne i zaskakujące, że goszcząc jednocześnie w studiu piłkarskim w Polsacie Sport potrafił pouczać innych. Przypomina się tutaj najbardziej znany chyba cytat Alberta Einsteina – „największą głupotą ludzką jest pouczać innych, oczekiwać rezultatów, a samemu to robić„. Tak było w przypadku Hajty.

Po zakończeniu kariery wydawało się, że problemy życiowe i charakterologiczne u Tomka się skończyły. Bywał stale w programie „Cafe Futbol”, zaczął komentować mecze w Eurosporcie i pomimo drobnych, ale spektakularnych wpadek typu cyt. „przeleciałem z impetem całą ławkę rezerwowych Borussii Dortmund i nie widziałem żadnego zawodnika, który strzeliłby kiedykolwiek gola Bayernowi”, cała praca wychodziła mu bardzo dobrze. Z ówczesnej ekipy ekspertów wypadał najlepiej, a jego poziomowi dorównywał tylko Andrzej Juskowiak oraz Radosław Gilewicz. Reszta komentatorów nie mogła się z nim równać. Dobrze potrafił przeanalizować grę przeciwnika, potrafił rzucać ciekawymi anegdotami oraz świetnie znał historię ligi, nie tylko z czasów obecnych, czy tych, w których grał, ale tych najdawniejszych.

Kariera trenerska oraz menadżerska nie wyszły dobrze Hajcie i tutaj sprawdziło się powiedzenie – lepiej mądrze milczeć niż głupio gadać. Wszystkie błędy, na które Hajto zwracał uwagę u takich trenerów jak: Michniewicz, Probierz czy Lenczyk, sam później powielał osobiście, dodając jeszcze inne od siebie. Jednak Hajto odbudował swoją osobę podczas komentowania meczów reprezentacji Polski. Osobiście uważam, że bardzo dobrze sprawdzał się za mikrofonem, mimo jego gaf i wpadek. Tomasz Hajto barwnie komentował mecze i nadawał klimatu razem z Mateuszem Borkiem, jak filmom duet Cezary Żak – Artur Barciś. Barwne określenia typu – zagraj z kija, nie naraz, zachowaj odstęp, kiwnij – dodawało kolorytu każdemu spotkaniu.

Hajto z marszu stał się komentatorskim celebrytą. Można było odnieść wrażenie, że woda sodowa uderzyła mu do głowy. Lansował się w mediach społecznościowych zdjęciami na plaży wśród spoconych 20-latek, krytykował nadmiernie Pawła Dawidowicza czy podniecał się braniem udziału w reklamie u bukmachera. Do tego doszły wpadki, jak dwuznaczne, impulsywne wyjście ze studia podczas programu. Nawet w programie „Misja Futbol” Mateusz Borek drwił z Hajty, mówiąc na antenie – „chłopaki źle się czuję, chyba będę musiał pójść po miskę, jak Hajto”, co rozbawiło Dariusza Szpakowskiego i Tomasza Smokowskiego. Domysły pozostawiamy Wam samym. I tak największym obciachem było, jak popisywał się i tańczył podczas „Quizu pod napięciem” przed Jolantą Zasępą. Może w ten sposób chciał uzyskać względy u młodej dziennikarki? Najgorsze w tym wszystkim to, że inni uczestnicy zamiast go upomnieć, to mieli z tego radochę tak, jak większość ludzi na imprezach ma pociechę z głupiego, pijanego kumpla, który opowiada intymne opowieści o dziewczynach po dużej ilości alkoholu. Zresztą trudno się dziwić. Każdy by miał.

Najgorsze to w tym wszystkim jest to, że Polacy nagle zapomnieli jaki jest Hajto, w momencie kiedy był na komentatorskiej fali wznoszącej. Zaczęli mówić, że jest to prawdziwy ekspert z krwi i kości, że jest to człowiek, który jest wzorem dla młodzieży. Nagle, wszyscy zmienili o nim zdanie. Nawet Mateusz Borek stwierdził publicznie, że nie utrzymuje z nim kontaktu. Wśród internautów możemy przeczytać następujące opinie:

„Hajto to oszust.


Hajto to chłystek.

Hajto prymityw


Hajto to pijak”.

Hajto to dziwak.

Ta cała szala się przelała, kiedy wytknął Michniewiczowi kontakty z „Fryzjerem” oraz pożyczkę pieniędzy, które miały być dla ciężko chorego chłopaka, a były prawdopodobnie stracone w kasynie według spekulacji ludzi ze środowiska dziennikarskiego. Nagle dziennikarze, którzy chwalili Tomasza Hajtę za jego osobę, zaczęli po nim jechać, stawiając tezę, że jest to margines społeczny. To jest właśnie typowo polskie zachowanie niewyleczone z czasów komunizmu. Włożymy na piedestał człowieka niskiej klasy społecznej, a na końcu kiedy nam się znudzi albo powinie mu się kolejny raz noga, zrównamy z powierzchnią posadzki. A Hajto dalej w studiu wygłasza swoje mądrości i tezy, w jakim to dobrym klubie gra Fabiański, a w jakim słabym Aurnautović. Sęk w tym Panie Tomku, że obaj grają w….. tym samym klubie. To cały Hajto.

Jaki kraj, tacy eksperci.

Najpierw go społeczeństwo wykreowalo na gwiazdę, a później zmieszało z błotem.

Błażej Zięty

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *