„Świr” nie taki straszny jak go malują

Przez wielu uznawany jest za nadpobudliwego „dziwoląga”, który przy pierwszej lepszej okazji spuściłby drugiemu człowiekowi łomot (nie wykluczając z tego grona funkcjonariuszy Policji). Inni zaś uważają go za pozytywnie zakręconą osobę, niezwykle spokojną, wzorowego męża oraz ojca. Obiektywnie rzecz ujmując „Świr” ma dużo swoich wybryków za uszami, ale jest bardzo wartościową osobą. Poczytajcie sami z sensem o gwieździe Federacji FFF i byłym reprezentancie Polski

Piotr Świerczewski zawsze miał charakter do walki. Na boisku nigdy nie odpuszczał do ostatniej chwili, nie bał się wstawić nogi, nawet kiedy mógł dostać czerwoną kartkę. Stylem gry przypominał Czecha – Pavla Nedveda, choć on był graczem ustawionym tuż za rasowym napastnikiem, a „Świr” był środkowym pomocnikiem defensywnym, wspierającym aktywnie formacje obronną. Jednak podobnie jak Nedved aktywnie poruszał się z piłką do przodu pod pole karne rywala, umiejętnie potrafił przepchnąć się przez przeciwnika i najczęściej oddawał strzał tuż za „szesnastki”. Jednak „Świra” można zapamiętać najbardziej za charyzmę i za to, że nie odpuszczał do samego końca nawet w trudnych momentach.

Były piłkarz Bastii czy Olympique Marsylia ma na swoim koncie pobicie znanego dziennikarza wówczas tygodnika „Piłka Nożna” – Adama Godlewskiego, udział w bójce na turnieju charytatywnym w Dębicy czy słynną „nocną imprezkę” z Jarosławem Chwastkiem i Radosławem Majdanem w Mielnie, gdzie całą trójkę aresztowała policja, gdyż Piotr Świerczewski m.in. zwrócił się do funkcjonariusza słowami – „Cóż za piękna pogoda młody kawalerze”. Niestety ten dość niewinny wybryk przyniósł złe żniwo dla „Świra”, bo skończyło się wyrokiem w zawieszeniu i sporym skandalem w mediach. Warto pamiętać, że ówcześnie był zawodnikiem ŁKS-u Łódź, grającego w Ekstraklasie.

Na boisku Piotr Świerczewski również był diabełkiem. Przypomniała mi się pewna historia, jak podczas meczu Ligue 1, kiedy grał w Bastii, w meczu przeciwko Gironde Bordeaux, powalił na deski Zinedine Zidane. Mało kto wie, ale pierwszy raz w swojej karierze Zidane nie uderzył głową Marco Materazziego w pamiętnym finale MŚ w 2006, tylko pierwszy był właśnie Polak, który nie pozostał mu dłużny. Po latach tak to skomentował – Rzeczywiście Zidane uderzył mnie głową podczas jednej sprzeczki, tylko miał pecha, bo trafił na polskiego „Górala” i mu oddałem” – wspomina popularny „Świr”.

To nie był jedyny wyskok piłkarski Świerczewskiego. W 1995 roku na zawsze zapamięta występ przeciwko reprezentacji Słowacji w Bratysławie, gdzie przegraliśmy aż 1:4, a wojownik z Nowego Sącza otrzymał czerwoną kartkę. Nie byłoby w tym nic spektakularnego, gdyby nie fakt, ze w ciągu chwili dostał dwie żółte kartki. Najpierw za faul, potem za dyskusję, a kiedy schodził to jeszcze ukłonił się ironicznie wobec arbitra tego meczu. W tym spotkaniu kończyliśmy mecz w dziewięciu, bo jeszcze wcześniej czerwoną kartkę otrzymał Roman Kosecki, za opóźnianie zmiany.

W kadrze Piotrek był nieoceniony nie tylko za jakość gry, lecz także za robienie atmosfery. Był bardzo przyjazną osobą, która do każdego podchodziła w sposób życzliwy. Nie zachowywał się jak ówczesny typowy Polak, że „ten jest taki”, „a ten siaki”, „a ten gruby”, „a ten za chudy” . Po prostu biło od niego sympatią i każdy o nim pozytywnie się wypowiadał. Kiedy w naszej kadrze były przykłady introwertyków takich jak Smolarek czy Olisadebe, to „Świr” zawsze służył poradą czy pomocą. Z nim nie można było się nudzić. Był otwarty do kibiców.

Jedynie o co można się doczepić do Piotra Świerczewskiego, to o zamieszanie podczas mundialu w Korei i Japonii, gdzie zamiast skupiać się na wynikach sportowych, razem z kilkoma zawodnikami ( w tym Tomaszem Hajto), wykłócał się o kontrakty reklamowe i wizerunek na „zupkach”. Jednak sam po latach przyznaje, że prezesi, dziennikarze, trenerzy i piłkarze do tego turnieju nie dorośli, a sam wynik na azjatyckim czempionacie odzwierciedlił umiejętności bądź nieumiejętności drużyny polskiej.

Przez wspomniane przeze mnie skandale wielu ludzi robi z niego wielkiego awanturnika. Jednak ci, którzy go znają potwierdzą, że Piotr Świerczewski to naprawdę sympatyczny gość, któremu woda sodowa nie uderzyła do głowy przez te lata. Może imponować, że jak przychodzi do studia to mówi naprawdę bardzo mądre rzeczy. Przyjmuje zasadę, że lepiej mądrze milczeć niż głupio mówić, dlatego jego wypowiedzi są przemyślane i przeważnie trafiają w samo sedno. Szkoda, że przykładu z niego nie bierze Tomasz Hajto.

Świerczewski bardzo pragnie adrenaliny i nieustannego bycia w zgiełku świata celebrytów. Walka na zasadach MMA w Federacji FFF, a wcześniej występ w Celebrity Splash tylko potwierdzają tę konstatację. Wśród aktorów, piosenkarzy i innych osób w show-biznesie cieszy się dużą sympatią. Nic dziwnego, bo to pozytywny człowiek, który ma w sobie dozwoloną i rozsądną dozę szaleństwa. Ma on typowy góralski temperament, który poprowadził go do wielu sukcesów, ale też spowodował kilka spektakularnych wpadek. Brakuje więcej takich ekspertów, jak właśnie Świerczewski. A my nadal ciągle słuchamy Tomasza Hajto… Jak tu żyć? Oto jest pytanie.

Błażej Zięty

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *