Ryszard Tarasiewicz dla Piszemy z Sensem: Dla zawodników po trzydziestce każdy rok opóźnienia w dużej piłkarskiej imprezie jest problemem

Dużo się dzieje obecnie ze względu na pandemię koronawirusa, która paraliżuje gospodarkę, w tym świat piłki nożnej. Postanowiliśmy więc zapytać byłego trenera m.in. Śląska Wrocław, Zawiszy Bydgoszcz czy ostatnio GKS Tychy, Ryszarda Tarasiewicza o opinie na temat nowego świata piłki nożnej oraz perspektywy najbliższych wydarzeń piłkarskich.

Sytuacja związana z epidemią koronawirusa sprawiła, że cały świat przewrócił się do góry nogami, również świat futbolu. Jak Pana zdaniem będzie to wyglądało w najbliższym czasie?

Spekulacji ze strony ekspertów ds. epidemiologii jest w tym trudnym czasie bardzo dużo. Nie wiadomo czy one są wypowiadane w sposób klarowny i odpowiedzialny. Tym bardziej, że wszyscy zgodnie uważają, że fala kulminacyjna koronawirusa przyjdzie do nas za tydzień lub nawet za dwa tygodnie. Trwamy już 1,5 miesiąca w tzw „kwarantannie”, a eksperci podają różne daty powrotu do nowej rzeczywistości. Sportowcy z natury są bardziej odporni na różnego rodzaju wirusy. Jednak trzeba przejść podstawowe procedury – w tym obowiązkową izolację i zobaczyć, czy wszyscy są zdrowi. Nie możemy być jednak odseparowani od większości. Z pewnością kluby, które mają wyrobioną markę, szczególnie w Europie zachodniej w mniejszym stopniu odczują skutki kryzysu. Jednakże będzie to relatywne do kwot pensji, które wypłacały wcześniej zawodnikom. My w gospodarce oraz w sporcie żyjemy z dnia na dzień, opierając się na środkach zewnętrznych i tak jest siłą rzeczy również w piłce nożnej. Ważną kwestią będzie teraz zabezpieczenie całego pionu sportowego na czele z piłkarzami oraz innymi pracownikami klubu. Jesteśmy w tak trudnej sytuacji, gdzie bardzo ciężko jest prorokować, co będzie za miesiąc, półtora czy dwa miesiące. W Ekstraklasie kluby oprócz Lecha Poznań i Legii Warszawa mogą mieć poważne kłopoty.

W bardzo dobrej sytuacji są również „Pasy”. Prezes Filipiak powiedział, że klub z Krakowa z tym kryzysem w lepszym stopniu się upora.

W Cracovii jest trochę inna sytuacja, bo jest tam prywatny sponsor. A ponadto Pan Profesor Janusz Filipiak jest wielkim fanem piłki nożnej i na pewno nie zaprzestanie pomagać swojemu klubowi. Schody się zaczną w drużynach, które w dużej mierze są finansowane z pieniędzy publicznych i będzie to problem rozłożony długotrwale w czasie. Większość żyła głównie z dotacji od sponsorów, którzy również teraz będą się borykać z kłopotami finansowymi. W takich sytuacjach trzeba nawzajem poszukać zrozumienia. Największym utrapieniem dla klubów będą pensję zawodników, które są w naszych warunkach finansowane na poziomie 70-80% budżetu klubowego.

W Europie zachodniej też będzie ten sam problem, tylko łatwiej będzie im się z tym wszystkim uporać niż nam. Na mecze ligi angielskiej czy niemieckiej przychodzi co spotkanie 50 tysięcy kibiców i 75% karnetów jest sprzedanych. Ewentualnie można wykupować bilety wirtualnie, aby w ten sposób jakoś swoją drużynę wspomóc. Powrót na stadiony chwilowo jest niemożliwy, dopóki nie znajdziemy jakiegoś „antidotum” na tego wirusa. W tym momencie gdybyśmy chcieli powrócić na stadiony, to nastąpiłby realny nawrót pandemii.

Rynek transferowy już nie będzie wyglądał tak samo. Piłkarzom drastycznie spada wartość, a kluby już tak ochoczo nie będą zatrudniały zawodników. Uli Hoenes powiedział, że o transferach wartych 100 milionów euro w najbliższym czasie, a nawet już kiedykolwiek w życiu możemy zapomnieć.

Pan Uli Hoenes ma całkowitą rację. My jako kibice, działacze czy obserwatorzy futbolu dziwiliśmy się, jak zawodnicy byli transferowani za niebotyczne sumy. Niby zawodnik jest warty tyle ile się za niego zapłaci, natomiast nie zawsze było to adekwatne do poziomu, który reprezentował. Na to wpływ mają takie czynniki, jak chociażby obniżka kontraktów samych piłkarzy. Były takie przypadki, gdzie za grubo ponad 100 milionów euro był transferowany Neymar, a klub po prawie dwóch miesiącach odzyskał 70% sumy transferu samym wizerunkiem Brazylijczyka, a ponadto są inne uwarunkowania. Tymi sprawami zajmują się ludzie, którzy znają się bardzo dobrze na ekonomii. Uważam, że pieniędzy dla tych wielkich klubów nie zabraknie, a do tego będą one miały idealny argument w postaci obecnej sytuacji gospodarczej, aby zaniżyć kwotę transferu.

Naczelnym tematem w mediach jest wznowienie rozgrywek Ekstraklasy. Obecnie szacuje się wznowienie rozgrywek na 30 maja, natomiast niektórzy uważają, że dopiero w czerwcu. Z kolei piłkarze chcą jak najszybciej wrócić do rozgrywek, by skutecznie dograć sezon z uwagi na to, że forma piłkarska może im znacząco spaść przez tak długą przerwę. Pana zdaniem kiedy powinniśmy wrócić na boiska?

Najpierw trzeba przebadać wszystkich zawodników i pracowników klubu czy są zdrowi. Następnie należy się zastanowić czy będzie organizować mecz kompletnie przy pustych trybunach, czy może jednak zorganizować imprezę do 1000 osób na stadionie. Trzeba też pomyśleć nad rozprzestrzenieniem się sztabu medycznego oraz szkoleniowego na samym obiekcie, bo łącznie z zawodnikami jest to koło 25-30 osób. Można to wykonać, zachowując bezpieczne ograniczenia, bo tak samo jest ze zwykłymi ludźmi, którzy chodzą do parku i się przemieszczają. Co do kibiców można ich porozrzucać na całej trybunie, utrzymując bezpieczną ilość krzesełek. Przykładowo po 150 osób na jednym sektorze. Żeby ten cały proces w postaci rozpoczęcia sezonu ligowego ruszył to trzeba mieć pewność, że głowni aktorzy tego widowiska – piłkarze – będą zdrowi. Muszą trenować w oddzielnych grupach. Myślę, że pod koniec maja moglibyśmy zacząć rozgrywki, a w najgorszym wypadku skończylibyśmy ligę może gdzieś w połowie lipca. Potem przykładowo 10 dni wolnego, dwa tygodnie przygotowania i z powodzeniem można zacząć nowy sezon ok. 15-20 sierpnia. Mamy ten komfort, że kraje Europy środkowej i południowej grają w zimę na okrągło, co powoduje, że mają dłuższą przerwę letnią. Dlatego mocno by nas taki obraz rzeczywistości nie sparaliżował. Dla zarządzających najważniejsze jest to, aby mieli czyste sumienie, że zrobili 100%, aby zapewnić bezpieczeństwo. Na razie, na całe szczęście nie słyszymy, aby piłkarze w Ekstraklasie byli zarażeni koronawirusem, więc jest to z pewnością dobry sygnał.

Były selekcjoner Jerzy Engel powiedział na łamach naszego portalu, że w tym sezonie nie powinna żadna drużyna spaść z ligi, natomiast zgodnie z regulaminem z zaplecza powinny dwie drużyny awansować i w ten sposób powiększyć ligę. Zgodzi się Pan z taką tezą?

Każdy ma prawo do swojego zdania. Sprawa wygląda tak, że kluby zagrożone spadkiem będą optować za tym, aby nikt nie spadał. Nie można im zabierać tego, że w ciągu dwunastu spotkań, które zostały, nagle wygrają siedem spotkań z rzędu i się w ten sposób utrzymają. Tak samo nie można mówić, że te drużyny, które przodują na zapleczu nie awansują do Ekstraklasy, bo też się może zdarzyć tak, że zanotują serie porażek i sportowo nie znajdą się na najwyższym szczeblu. Dlatego nie ma co wysuwać swojej opinii, co jest najlepsze. A najlepszym rozwiązaniem jest walka sportowa – kto jest dobry to awansuje, a kto słaby spada. Uważam, że w tej sytuacji nie można nikomu odbierać szansy. Każdy ma prawo do sportowej rywalizacji do końca tak, aby po ostatnim meczu mieć tylko i wyłącznie pretensje do siebie, że swoją szanse się zaprzepaściło.


UEFA oficjalnie postanowiła, że finały LM i LE zostaną rozegrane pod koniec sierpnia. Włodarze niektórych klubów twierdzą, że dokończenie w tak spartańskich warunkach byłoby niesprawiedliwe dla końcowego rozstrzygnięcia. Czy rzeczywiście ten sezon nie powinien zostać może anulowany?

Myślę, że to wszystkie opiera się tylko i wyłącznie o sprawy finansowe. W pierwszej kolejności dla UEFA najważniejsze powinno być dokończenie rozgrywek ligowych we wszystkich krajach europejskich. Etap Ligi Mistrzów i Ligi Europy jest w takim momencie, że nie wiadomo kto z kim wygra. Trudno określić w obecnej sytuacji czy Barcelona bądź Real będą mogli wygrać mecz. Najważniejszą sprawą są rozgrywki ligowe zwłaszcza w krajach Europy zachodniej i południowej, bo dla większości klubów będzie to walka o być albo nie być. Uważam, że najmniejszym problemem jest teraz dyskutowanie, czy rzeczywiście Liga Mistrzów czy Liga Europy powinny się odbyć. Są ważniejsze sprawy.

W związku z tą pandemią przesunięto ME na 2021. Czy to pod względem sportowym mocno coś zmieni? Jesteśmy w stanie się lepiej przygotować?

Dyspozycja wszystkich reprezentacji opiera się na regularnych graniu piłkarzy w swoich klubach. Problem jest tego typu, że dla zawodników 28-letnich czy 29-letnich, odczekanie roku nie stanowi najmniejszego problemu. Dla zawodników doświadczonych po 30-stce każdy rok opóźnienia w kontekście dużej piłkarskiej imprezy jest niestety nie do nadrobienia.


Ma Pan całkowitą rację, bo w przypadku takich zawodników w naszej reprezentacji takich, jak Kamil Grosicki, Łukasz Fabiański czy Kamil Glik może mieć to olbrzymie znaczenie. Powołania na Euro z pewnością będą za rok inne niż byłyby teraz w czerwcu. Wspomniał Pan, kto może stracić. To w taki razie kto może zyskać na przełożeniu o rok europejskiego czempionatu?

Opieramy się cały czas na obranej selekcji, a żeby ona trwała, to piłkarze muszą regularnie grać w ligach. Uważam, że bez względu na wiek każdy, kto się dobrze zaprezentuje, to powinien wystąpić w reprezentacji na Euro w przyszłym roku. Nie może być tak, że zawodnik będzie miał po 33-34 lata, będzie przez przynajmniej 3/4 sezonu w świetnej dyspozycji i nie pojedzie na turniej. Główną ideą kadry narodowej jest, żeby grali piłkarze, którzy występują regularnie i klarownie w swoich klubach. Oczywiście, jeśli pojawi się ktoś nowy, utalentowany na horyzoncie w optymalnym, jak na piłkarza wieku 22-27 lat, to warto dać mu szansę. Forma sportowców to nie jest apteka, że dołożymy pewien składnik i lek będzie dobrze przygotowany.

Najbardziej na tym może zyskać Dawid Kownacki oraz Krystian Bielik, którzy obecnie leczą urazy i nie byliby w stanie w czerwcu wystąpić. Furtka otwiera się również dla Karola Świderskiego, który świetnie spisuje się w barwach PAOK-u Saloniki.

To jest największy plus, że w tym całym nieszczęściu piłkarze, którzy mieli urazy będą mogli je do nowego terminu mistrzostw wyleczyć i czas z pewnością im nie ucieknie tak, jak byłoby gdyby ta cała pandemia nie miała miejsca. Czas działa na ich korzyść, bo mają możliwość szybszego powrotu do zdrowia i pokazania, że urazy zostały wyleczone. Teraz w ich rękach jest to, aby być w dobrej dyspozycji.


Wydaje się, że Euro 2021 to jest ostatnia duża impreza dla tego wielkiego pokolenia naszych zawodników, którzy w ostatnich latach w swoich klubach wznieśli się na wyżyny. Na co stać podczas Euro ekipę Jerzego Brzęczka?

Jeśli ci zawodnicy, którzy ugruntowali sobie pozycję w naszej reprezentacji, nie będą notować urazów i regularnie będą grać w swoich klubach, to zadecydują o obliczu naszej drużyny. Tylko niestety to jest turniej i można wygrać trzy mecze, wyjść z grupy i w czwartym spotkaniu finalnie odpaść. Jeżeli piłkarze będą podstawowymi graczami w swoich klubach i skutecznie wykorzystają ten obecny zaistniały czas oraz sytuację, to wszystko będzie szło do przodu. Nie jest tak, że nawet, jak ktoś nie gra w zagranicznym klubie, to będzie nagle eksplodował wielką formą. W jednym meczu czy dwóch da się tego dokonać, ale na dłuższą metę niestety nie. Pewnych prawideł piłkarskich nie da się oszukać, a nic nie zastąpi regularnego grania….

Rozmawiał Błażej Zięty

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *