Ekstraklasa w czasach pandemii, czyli absurdów ciąg dalszy

Ekstraklasa wróciła po pandemii ponad miesiąc temu i początkowo zaskoczyła nas dość mocno, bo gra nie odstraszała kibiców przed telewizorami i przez 17 meczów z rzędu mieliśmy przynajmniej jedną bramkę. W niektórych spotkaniach padały nawet hokejowe wyniki, jak chociażby w derbach Trójmiasta. Niestety, jak można było się spodziewać, czar prysł i to znacząco, bo absurdy do naszej ligi powróciły bardzo szybko. Gdy się na to patrzy, to można dojść do wniosku, że szybko do normalności nie wrócimy…

Gdy liga się rozpoczynała to zdziwił nas fakt, że zwolniono Kazimierza Moskala z ŁKS-u Łódź. Nie był to może trener z najwyższej polskiej półki, ale pomimo ostatniego miejsca w tabeli, nie robił znaczących błędów i wyciągał z zespołu maksimum możliwości. Nie miał wielkich zawodników, a skauting w łódzkim klubie pokazał w ostatnich dwóch okienkach, że do najlepszych nie należy. Powinien dostać szansę dogrania sezonu do końca i nawet w 1. lidze dalej prowadzić zespół – wyciągnąć wnioski i budować dalej projekt pt. „ŁKS Kazimierza Moskala”.

Co natomiast zrobił ŁKS? Zatrudnił Wojciecha Stawowego, który poza tym, że jest bardzo sympatyczny, to nie wnosi nic do polskiej ligi i nie wniósł także przez ostatnie lata. Jedyne co w życiu wygrał, to w szachy ze swoimi dziećmi. Trener, który wbrew pozorom ma gorszą reputację niż Franciszek Smuda, bo może i ten piękny nie jest, inteligencją nie grzeszy, a gdy mówi to potrzeba tłumacza, jednak sukcesy jakieś ma. Stawowy kompromituje ŁKS, gdzie przyjeżdżają zespoły i robią swoje, ładując parę bramek. Największym popisem intelektualnym tego trenera była wypowiedź na konferencji prasowej, jak powiedział po meczu ze Śląskiem Wrocław, że jego zespół wykonywał plan taktyczny do momentu straty pierwszej bramki… Problem w tym, że ŁKS przegrywał już w 4 minucie…

****

Nie trzeba być wielkim znawcą piłkarskim, żeby stwierdzić, że Legia Warszawa nie gra widowiskowego futbolu, a zarządzana przez Rafała Mioduskiego, z roku na rok spisuje się coraz gorzej. Daleko tej Legii do tej z 2016 czy 2017 roku, gdzie mieli w składzie takich piłkarzy, jak Vadis Odjidja-Ofoe, Jakub Rzeźniczak czy Nemanja Nikolić. Również tej z sezonu 2012/13, gdzie po boiskach biegał Daniel Ljuboja czy Jakub Kosecki. Paradoks polega na tym, że Legia „wciągnęła nosem” tą ligę, jak nigdy dotąd. Biorąc pod uwagę nawet fakt, że w pierwszej rundzie tego sezonu nie wygrała z żadną drużyną z pierwszej ósemki. Takie rzeczy tylko w polskiej Ekstraklasie!

****

Lech Poznań niby walczy ambitnie o europejskie puchary i ma szansę po wielu latach osiągnąć wicemistrzostwo kraju. Teoretycznie wszystko wygląda pięknie, ale wcale nie jest tak, jak się może wydawać. Problem w tym, że ostatnie powodzenie Lecha wynika z rewelacyjnej gry Jakuba Modera – młodzieżowca Lecha, który przebojem wdarł się do składu. Tutaj właśnie jest kolejny paradoks. Problem polega na tym, że skład „Kolejorza” wyglądał zawsze tak samo z wyjątkiem Modera, którego wcześniej na boisku zastępował Karlo Muhar, którego kibice pożegnali już można powiedzieć w Lechu hastagiem #biletdlamuhara

No właśnie.. W którym klubie w poważnej lidze, różnicę robi zawodnik nieokrzesany w dużej piłce, jednocześnie będący juniorem? Wychodzi, że tylko w naszym kraju, a jak mogło się to gdzieś wydarzyć, to tylko w Poznaniu. Piotr Rutkowski przyzwyczaił nas do tego, że gdyby założył budkę z lodami na molo w Kołobrzegu, to zbankrutowałaby w dwa dni. Tak wygląda jego zarządzanie i wizja drużyny.

****

Kolejnym absurdem w naszej ekstraklasie jest Pogoń Szczecin, która awansowała do grupy mistrzowskiej. Zasłużenie, bez żadnych problemów, nie możemy tego powiedzieć – Kosta Runjaić to dobry trener i powinien w przyszłości poprowadzić Legię Warszawa albo Lecha Poznań. Jednakże odkąd Pogoń awansowała do grupy mistrzowskiej nawet nie udaje, że walczy o puchary. Dlatego też nie widzimy większego sensu podziału ligi na play-offy, bo jak pokazuje drastycznie ten przykład – nie ma większego sensu.

****
Największy paradoks zostawiliśmy sobie na koniec, bo kiedy go usłyszeliśmy to niemal spadliśmy z krzesła. Mateusz Morawiecki powiedział dzisiaj największy hit i pewnie zostanie to do niego przyłatane do końca jego życia. Premiera można cenić za uratowanie rynku pracy w czasie pandemii, bo krytykowana tarcza antykryzysowa uratowała wiele przedsiębiorców i rynek pracy nie dostał w stopę, jak przewidywali „wybitni” eksperci opozycji. To zasługa Pana Premiera, który był pomysłodawcą tej tarczy.

Jednak dzisiaj podczas swoje wystąpienia na Podlasiu powiedział następujące słowa: Robimy takie projekty przede wszystkim po to, by ci młodzi piłkarze, których tutaj Państwo widzicie, nie musieli myśleć o karierze w Manchesterze, Barcelonie czy w Madrycie. Żeby dla nich marzeniem było grać w Białymstoku – powiedział premier.

Niesłychane prawda? Też się uśmialiśmy. Już sobie wyobraziliśmy, jak następcy Messiego czy Ronaldo przyjeżdżają do Polski grać na poważnie? Albo jak szejkowie kupują wszystkie kluby ekstraklasy. No właśnie.. Śmiech na sali.. Rozumiemy, że II tura się zbliża, natomiast tutaj w „bajerze politycznej” premier trochę odleciał.

Błażej Zięty

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *