Marek Wawrzynowski dla Piszemy z Sensem: Legia jest gotowa na fazę grupową LE

Przed zbliżającymi się eliminacjami do europejskich pucharów w wykonaniu polskich drużyn oraz startem Ekstraklasy, porozmawialiśmy z dziennikarzem WP i autorem książki „Wielki Widzew”– Markiem Wawrzynowskim. Zachęcamy do lektury!

Świeżo upieczonym Mistrzem Polski jest Legia Warszawa. Gdy spojrzymy na tabele, to wygląda to tak, jakby Legia była poza zasięgiem. Natomiast, jak zagłębimy się bardziej, to dojdziemy do wniosku, że był to najsłabszy mistrz w ostatnich kilku latach. Ta drużyna chociażby w pierwszej rundzie nie wygrała żadnego meczu z drużyną wówczas będącą w pierwszej ósemce. Trudno nawet porównywać ich chociażby z Legią z 2014, 2015 czy 2016 roku..

Nie zgodziłbym się do końca z tą teorią, bo trzeba pamiętać, że w rundzie jesiennej nastąpił moment zwrotny w postaci meczów z Rangersami oraz Lechem Poznań. W tamtym momencie dopiero drużyna zaczęła się krystalizować, ponieważ Vuković praktycznie zbudował ją od zera. W poprzednich latach Legia wygrywała różnicą indywidualną, bo byli w niej tacy piłkarze, jak Vadis Odjidja-Ofoe czy Danjel Ljuboja, którzy jak to mówią Anglicy – robili różnicę. Natomiast gra całego zespołu nie była nie wiadomo, jak imponująca, choć były naprawdę świetne momenty, jak chociażby za czasów Magiery, który był prawdopodobnie najlepszym okresem w ciągu ostatniej dekady. Tylko, że ten moment szczytowy trwał około dwa miesiące.


Obecna drużyna jest zupełnie inna, bo jest tworzona z zamysłem, co może być niespodzianką, ponieważ nie było pokładanej dużej wiary w Vukovicia. Osobiście bardzo go lubię, ale nie wierzyłem w pełni, czy może być to facet, który ma jakiś pomysł na budowę Legii Warszawa.
W praktyce okazało się, że to on ma najlepszy pomysł na zespół, tylko jest on zbudowany trochę na innych zasadach – nie ma w nim wielkich gwiazd, jednak zawodnicy są dobierani pod konkretne cele. Z czasem Legia pozbyła się pewnych piłkarzy uznawanych za gwiazdy takich jak: Gvilha czy Luquinas, natomiast nie ma co się oszukiwać, że nie byli to piłkarze pokroju Vadisa czy Ljubolji.

W grze Legii podoba mi się przede wszystkim pomysł na grę, czyli mocno zabezpieczony tył i ofensywnie grające boki formacji. Wydaje mi się, że Jędrzejczyk jest najlepszym zawodnikiem w naszej Ekstraklasie. Skutecznie zabezpiecza obronę wraz ze swoim kompanem, którym zazwyczaj jest Lewczuk albo Wieteska. Dzięki temu mogą ofensywnie zagrać boki obrony, a także środek pola, bo w tej chwili w Legii nie ma typowego defensywnego pomocnika. Widowisko także grają skrzydła. Najbardziej podoba mi się gra boków obrony i skrzydeł na tzw „jeden na jeden” i w ten sposób robienie sobie przewagi. Moim zdaniem jest to najlepiej grająca Legia i najlepszy mistrz naszego kraju w ostatnich latach. Może się okazać, że będzie on najsłabszym, jednak wyjdzie to dopiero w pucharach.

Mieliśmy mecze z Rangersami, którzy okazali się na tle Legii bardzo dobrą drużyną z kilkoma ciekawymi zawodnikami, jak Morales. Wyszli z grupy i rywalizowali w 1/8 finału LE z Bayerem Leverkusen. Parafrazując klasyka – „Gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka”. Naprawdę niewiele brakowało, aby wygrać ze Szkotami. Inaczej by się to wszystko potoczyło gdyby Niezgoda wykorzystał swoje stuprocentowe sytuacje. Gdyby porównać Legię z tamtego meczu do tej obecnej, to w tej chwili jest to trochę mocniejszy zespół w każdej formacji. W tej chwili jest problem, bo Vesović jest kontuzjowany, jednak można go zastąpić innymi zawodnikami. Wystąpić może na prawej stronie chociażby Karbownik albo Paweł Wszołek, bo na tej pozycji występował w QPR.

Legia jest wzmocniona tym, że się nie osłabiło. W ostatnich latach było to problemem, że mistrz osłabiał się przed eliminacjami. Teraz do Monaco odszedł Majecki, a w jego miejsce zatrudniono Boruca. Nie wiadomo, jak on będzie grał. Przyszło kilku zawodników, a ławka rezerwowych jest szeroka, co daje pole manewru. Prawie na każdej pozycji będzie rywalizacja. Wydaje mi się, że Legia stworzyła sobie solidne podstawy pod awans do europejskich pucharów. Kolejnym krokiem z ich strony będzie ściągnięcie jakiś lepszych zawodników, jednak tutaj potrzebny jest awans, bo potrzebne będą większe pieniądze.

W „złotych czasach” Legii Warszawa w związku z pieniędzmi krążyły różne anegdoty, że pewna Pani, jak jechała na szkolenie do Florydy i zamówiła hotel 3-gwiazdkowy, to została wyśmiana i kazano jest zmienić na hotel 4-gwiazdkowy. Dzisiaj, jak ekipa scoutingowa wybiera się zagranicę, to musi się zmieścić w budżecie jednej osoby. Oglądana jest każda złotówka i wszystkie jest przemyślane. Legia jest budowana bardziej rozsądnie niż kiedykolwiek wcześniej.

Teraz czeka nas kolejny raz walka o puchary. Jeśli chodzi o Legię Warszawa, to z jednej strony wygląda to dobrze, bo w pierwszych dwóch swoich rundach będzie ona rozstawiona i szansa na trudnego rywala jest naprawdę niewielka. Z drugiej strony – praktyka ostatnich kilku lat pokazała, że teoretycznie łatwy rywal może Legię pokonać bez większego problemu. Na co tak naprawdę stać Legię w zbliżających się eliminacjach?

Musi się w końcu skończyć ta czarna seria spowodowana wpadkami naszych klubów w pucharach, choć jest to kwestią szczęścia, bo jest to zależne na kogo się trafi w losowaniu. W dwumeczu przeciwko Rangersom niewiele zabrakło, aby Legia awansowała, a dzisiaj ta drużyna jest mocniejsza. Uważam, że Legia jest zespołem gotowym na fazę grupową Ligi Europy. Nie chce mi się wierzyć, żeby przyjechało Dunderlange i znowu pokonało Legię, choć trzeba przyznać, że wówczas był to bardzo zorganizowany zespół. Indywidualnie był o wiele słabszy, ale pod względem kultury i organizacji gry byli bardziej solidni niż warszawiacy. Jeśli wytrzymają presję i po drodze nie wydarzy się nic niespodziewanego, to Legia powinna awansować przynajmniej do Ligi Europy. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby znowu odpadali z kimś chociażby z Mołdawii. Z tamtych nieudanych wojaży wyciągnęli wnioski i nie zatrudniali przypadkowych ludzi. Mam nadzieje, że na dobre nauczyli się na swoich błędach.

Z czego się bierze, że polskie kluby nie mogą sobie poradzić z drużynami ze Słowacji, z Łotwy, Litwy, Islandii czy Azerbejdżanu? Wynika to z kiepskiego przygotowania czy może bardziej z kiepskich transferów oraz kiepskiego zaciągu zagranicznego?

Wszystko, co wymieniłeś ze sobą się łączy. Ostatnio mi to tłumaczył bodajże Radek Majdan, że w kiepskim momencie rozpoczynają zmagania w europejskich pucharach – na początku rywalizacji są bardzo źle przygotowane. Nasze drużyny taktycznie i szkoleniowo są bardzo słabe i źle przygotowane do jakiejkolwiek rywalizacji. W zasadzie 90% polskich drużyn nie kreuje gry na tle przeciwnika i grają ciągle kontry oparte na szybkim ataku. Dlatego ten nasz futbol jest taki prymitywny. To wszystko jest bardzo czytelne, jak chociażby styl Cracovii czy Lechii Gdańsk – przerzut piłki na skrzydło, potem dośrodkowanie do napastnika i nadzieja, że on coś strzeli.. To z jednej strony są bardzo dobre środki, ale z drugiej są bardzo ograniczone. Kluby w naszej lidze nie posiadają piłkarzy kreujących grę, natomiast obecnie Legia razem z Lechem postawiły na to i starają się ten aspekt zmienić. Kiedy wychodzimy na mecz przeciwko drużynie ze słabego kraju, to okazuje się, że my nagle musimy sami prowadzić i kreować grę, a tego nie potrafimy.

Często do Polski sprowadza się piłkarzy zagranicznych sprowadzonych za darmo, bo klubów nie stać na porządnego zawodnika, bo z kolei ci za wielkie pieniądze idą do poważniejszej ligi. Kiedy się popatrzy na któregoś zawodnika, to myślimy sobie – „ jak on fajnie gra”. Jednak później zadajemy sobie pytanie – dlaczego w takim razie on występuje u nas, a nie np. w Anglii, Niemczech czy Holandii? Są to po prostu piłkarze z wadą produkcyjną, która jeszcze nie została przez nas wykryta (śmiech). W naszych klubach zawsze był wyraźny problem z zawodnikami ściągany z zachodu. Kiedyś śmiesznie Franciszek Smuda powiedział, że w naszym futbolu nie ma żadnej listy życzeń, tylko przyjeżdża ciężarówka, wyrzuca piłkarzy i odjeżdża. Powiedział to 15 lat temu, jednak jest to trochę jeszcze aktualne. Przykładem tego jest Korona Kielce, w której w ciągu 3 lat ponad 30 obcokrajowców przyszło do klubu i 30 odeszło. Niektórych piłkarzy to ciężko było mi skojarzyć, bo nie zakładałem, że tacy nawet w ogóle istnieją, tylu ich było. Dlatego istnieje tutaj pytanie – kto ma w tym interes, aby ściągać takich piłkarzy, by za pół roku ich sprzedać?

Ostatnio Mateusz Borek zwrócił uwagę na to, że w Polsce kluby właśnie na takim szrocie zarabiają pieniądze. Przychodzi agent do osoby decyzyjnej np. do dyrektora sportowego i potem dzielą się prowizją ze sprzedaży za danego zawodnika. To, że tak jest, mówią wszyscy od lat, ale rzadko kto mówi to pod swoim nazwiskiem. Kolejnym czynnikiem, który sprawia, że wyglądamy blado na tle innych jest to, że mamy słabych piłkarzy krajowych. Dlatego sprowadzamy ten zagraniczny zaciąg, który jest szrotem. Nawet Michał Probierz użył takiej metafory, że zasadził sobie w doniczce kwiatki, wywalił je i kupił nowe kwiatki importowane z zagranicy. (śmiech).

U nas w Polsce od wielu lat nie ma napływu świeżych zawodników. Nie jest tak, że jedzie dyrektor sportowy ekstraklasowego klubu na prowincje i nagle znajduje piłkarza. W tej chwili są tak ograniczone możliwości, że aż musieli zrobić przepis o młodzieżowcu, którego nie jest jakimś wielkim fanem. Głownie to słaby scouting, kiepska jakość krajowych piłkarzy, sprowadzanie szrotu, przygotowanie niekoniecznie na daną rundę, brak zawodników kreatywnych i brak dobrych trenerów powodują, że jest jak jest. Mamy około 5-ciu solidnych krajowych trenerów, ale nie są oni w stanie dostać poważnej oferty zagranicą. Nawet Czesi i Słowacy są lepsi, bo przyjeżdżają chociażby do nas, a polskich szkoleniowców nikt nie chce. Nie ma w tym absolutnie żadnego przypadku. Sprowadzamy chociażby Runjaicia z 2 ligi niemieckiej, który z marszu jest jednym z najlepszych trenerów w naszym środowisku. Może ci nasi trenerzy nie są tacy źli, jak nam się wydaje, natomiast nie jest to towar eksportowy. Mamy niski poziom piłkarski, ale za to mamy wysoki poziom stadionów, telewizji czy kibiców. Trzeba mieć nadzieje, że to ruszy, choć gdy popatrzymy szerzej pod kątem historycznym, to mieliśmy przebłyski w postaci Legii, Górnika Zabrze czy Widzewa Łódź.

Lech Poznań zajął drugie miejsce i w pewnym sensie trochę uspokoił nastroje kibiców Lecha, po nieudanym i kompletnie zawalonym poprzednim sezonie. Czy ekipie „Kolejorza” uda się w przyszłym roku powalczyć o mistrzostwo?

Z pewnością powalczą, ale czy zdobędą, to jest już osobna sprawa. W Lechu sytuacja się uspokoiła i to widać. Rozmawiałem w tygodniu z Piotrem Rutkowskim i zapytałem go, jak to jest możliwe, że Lech przez tyle lat miał określoną koncepcję, a w klubie nie ma cierpliwości do trenerów, czego przykładem jest szybkie zwolnienie Ivana Djurdjevicia. Powiedział, że wyciągnęli wnioski i uspokoili się pod tym względem i chcą zachować tą poznańską swojskość pomiędzy trenerem, a piłkarzami, stawiając na lokalnych zawodników. Wydaje się, że transfery są rozsądnie wykonywane, bo za Gytkjaera wskakuje Ishak, który piłkarsko na papierze sprawia wrażenie lepszego gracza niż Duńczyk, który idealnie wykańczał sytuacje. Przedłużono kontrakt z Tibą, Ramiarz świetnie się sprawdził.

Pytaniem jest, kto teraz przyjdzie za Jóźwiaka, bo wiadomo, że na sto procent odchodzi. Piotr Rutkowski zapewnił, że nikt inny z tych młodych piłkarzy nie odchodzi. Mają swój pomysł i koncepcję, więc jeśli będą się jej konsekwentnie trzymać, to ich projekt wypali. Szykuje się ciekawa walka o mistrzostwo i osobiście na to liczę, że Lech do spółki z Legia odskoczą reszcie, bo jako jedyni grają piłkę bardzo ofensywną i na ich mecze z przyjemnością chce się patrzeć. Pamiętam, że jak dwa lata temu chodziłem na mecze Legii, to chodziłem na te mecze, jak do pracy, a teraz chodzę na nie z przyjemnością. Tak samo chce się z przyjemnością włączyć telewizor i obejrzeć spotkanie Lecha Poznań. Widać to w tabeli, że te dwa zespoły zdobyły najwięcej bramek w lidze, a Lech w grupie mistrzowskiej zdobył 17 punktów. Legia i tak wiedziała, że miała tytuł, więc końcówkę zagrali na „pół gwizdka”, głównie przez kontuzje, które nie były przypadkowe, bo były spowodowane przerwą wynikającą z pandemii Koronawirusa.

Teraz w Lechu Poznań jest kilku ciekawych młodych piłkarzy z akademii – Jóźwiak, Gumny, Kamiński, Marchwiński czy Moder. Czy ci zawodnicy są w stanie w najbliższym czasie wyjechać do wielkiej ligi i zawojować w niej, jak chociażby Jan Bednarek?

Pewne jest, że Jóźwiak teraz odejdzie z klubu i odnoszę takie wrażenie, że będą to Włochy. Jego interes reprezentuje „Fabryka Futbolu”, która robi różne interesy w tym kraju. Zagrał najlepszy do tej pory sezon w karierze i w kadrze zdążył zadebiutować, więc za około 4 miliony zostanie sprzedany. Jeśli chodzi o Kamińskiego czy Modera, to Piotr Rutkowski zapewnił, że nie są oni na sprzedaż w tej chwili. Odrzucono nawet oferty sięgające 4-5 mln euro. Prezes Lecha argumentował to tym, że zawodnik wyjeżdżający z Lecha ma być już w pełni gotowy do walki o skład do klubu, w którym będzie grać. Do tej pory udało się już takich piłkarzy wykreować, jak Linetty, Bednarek, Kędziora czy Kownacki, który przeszedł za rekordowe pieniądze do Fortuny. Z automatu potrafili powalczyć o pierwszy skład i nie czekali 5 lat na swoją szansę. Lechowi bardzo zależy, żeby w ten sposób wyrobić sobie prestiż w Europie, aby klubu, które biorą piłkarza „Kolejorza” miały pewność, że będzie on wstanie dać drużynie jakość od samego początku. Wydaje mi się, że Puchacz wyjedzie, bo fajnie sobie radził na lewej stronie obrony i wygrywał rywalizację z Kostevychem, bo Ukrainiec był co prawda lepszy na treningach, natomiast w meczu lepszy był zdecydowanie Puchacz. Lech nie będzie sprzedawał więcej piłkarzy niż musi. Co do Gumnego, to w tej chwili nie ma żadnego tematu, bo po jego perypetiach związanych z kontuzją musi on sezon zagrać, żeby jego wartość ponownie podskoczyła, bo obecnie można byłoby go sprzedać maksymalnie za 2 miliony. W tym momencie nie opłaca się go sprzedać.

Od kolejnego sezonu liga zostanie powiększona do 18 drużyn, bo system belgijski – mówiąc delikatnie – nie sprawdził się. Niektórzy nową zmianą chwalą, ale są też tacy – jak Andrzej Grajewski, którzy mówią, że liga powinna być zmniejszona do 12, argumentując tym, że byłby wówczas lepszy poziom piłkarzy.

Od wielu lat uważam, że jest to temat zastępczy, który rzuca się w jakimś określonym celu, jak w polityce często jest z aborcją. Jak przyjrzymy się wypowiedziom Zbigniewa Bońka w latach 90-tych, to wszystkie jego reformy miały na celu pomniejszanie ligi do 14, a nawet 12 zespołów. Teraz za jego kadencji liga zostaje powiększona. Niektórzy sugerują, że ma to cel stricte polityczny polegający na zdobyciu jakiegoś poparcia w niektórych środowiskach. Uważam, że nie ma to żadnego wpływu na poziom gry w piłkę w Polsce. Powiększając ligę o dwa zespoły więcej możemy jedynie dorzucić drużyny, które mają problem z kibicami czy stadionem. Pomniejszając ligę byłoby o tyle lepiej, że byłoby więcej meczów pomiędzy najlepszymi. Nie jestem przekonany czy projekt ESA 37 poniósł klęskę, bo dla mnie był to projekt, jak projekt. Nie przywiązywałem wagi do podziału punktów czy podziału na dwie strefy, bo jako nastolatek pamiętam, jak za zwycięstwo dawano dwa punkty. W innych dyscyplinach do dzisiaj za porażkę przyznaje się jeden punkt. Są to umowne sprawy, które nie mają wpływu na poziom gry. Nie przepadam za takimi tezami, choć wiem, że w społeczeństwie są bardzo popularne. Gdybym już musiał wybrać, to wolałbym, żeby liga została pomniejszona. Gdybym nie musiał wybierać, to nie chciałbym brać udział w dyskusji zastępczej. W ten sposób nie podniesiemy poziomu polskiej piłki. Nic to nie zmieni oprócz tego, że będzie 34 kolejki zamiast 37. Niektórzy twierdzą, że w ten sposób nasze zespoły będą lepiej przygotowane do pucharów. Jednakże z drugiej strony, jeśli dojdą dwa zespoły, to będzie mniej pieniędzy za prawa telewizyjne z Canal +.

W przyszłym sezonie spadnie tylko jedna drużyna, z racji tego, że liga zostanie powiększona do 18 drużyn. Pana zdaniem, kto będzie jedynym pechowcem, który spadnie o klasę niżej? Na dzień dzisiejszy wielu obstawia albo Stal Mielec albo Wartę Poznań.

Zawsze przyjmuje się taką zasadę, że obstawia się spadek beniaminków. Nie jestem w stanie ocenić na ile są oni przygotowani, bo za mało meczów obejrzałem tych dwóch drużyn w I lidze, więc nie upoważnia mnie do tego, aby oceniać, jak będą oni grać w Ekstraklasie. Dopiero będę mógł ocenić po kilku meczach w nowym sezonie. Kluczowe jest kogo sprowadzą i jak przepracują okres przygotowawczy.

Korona Kielce spadła z przytupem ligi i w głównej mierze było to spowodowane różnymi perypetiami związanymi z prezesem Zającem. Pana zdaniem klub z województwa świętokrzyskiego jest w stanie podnieść się z dołka? Ich sytuacja finansowa jest nie do pozazdroszczenia.

Teraz nie wiadomo, jak to wszystko się potoczy, bo klub został przejęty przez miasto, które szuka inwestora. Najbardziej dla bulwersujące było to, że w Koronie nie grali młodzi piłkarze, którzy zdobyli z wielką przewagę CLJ. W pewnym momencie nagle się okazało, że dla tych piłkarzy w klubie nie ma miejsca, a w dodatku zaczęto sprowadzać dziwnych zawodników z krajów bałkańskich czy Słowacji. Pewnie wśród tego zaciągu są jacyś dobrzy piłkarze, jednak daje się szansę obcym graczom, a nie daje się szansy młodym podopiecznym. Zaistniała sytuacja kryzysowa w Koronie może wyjść na dobre ze względu na fakt, że teraz zmieni się model klubu. W Kielcach prędzej czy później futbol się odrodzi i raczej nie grozi tutaj casus Ruchu Chorzów. Jest to jedyny klub w województwie o zbudowanych tradycjach w Ekstraklasie. Trzeba czekać, co czas przyniesie i zobaczyć, jak będzie wyglądał klub w nowym wydaniu. Ważne jest, aby nie był to klub tranzytowy, tylko poważny, który funkcjonuje normalnie.

Korona Kielce była porządnym klubem, a to co się z nim stało jest to haniebne. Mam nadzieje, że dla Zająca będzie jakiś zakaz funkcjonowania w polskim futbolu, bo jest to skandaliczna postać. Jak się rozejrzymy w innych miejscach w kraju, to takich działaczy jest niestety pełno. Mam nadzieje, że będzie lepiej w nowym funkcjonowaniu, jednak mam również takie obawy, że nie do końca będzie w pełni profesjonalnie, bo kluby miejskie zatrudniały zawsze ograniczonych specjalistów. Prywatny biznes rządzi się swoimi prawami i tutaj działacze wykazują się większą fachowością, inicjatywą w działaniu czy odpowiedzialnością własnym majątkiem. Odcięcie środków wyszło na dobre Górnikowi Zabrze. Większość klubów żyje głównie z pieniędzy miejskich bądź z praw Canal + i często zdarza się, że szastają pieniędzmi na lewo i prawo, płacąc zawodnikom zbyt duże kontrakty. W polskiej piłce nie można tak funkcjonować, bo tutaj trzeba stawiać na swoich zawodników i próbować ich wypromować za jak najwyższą cenę. Górnik Zabrze tak robił, choć ostatnio przeżywał lekki kryzys w działaniu i obecnie chce do tego modelu wrócić. Rozmawiałem z Arturem Płatkiem i powiedział mi, że oni na wdrożenie tego modelu są przygotowani.

Arka Gdynia również spadła podobnie, jak Korona Kielce, natomiast tutaj sytuacja jest zupełnie inna. Zmienił się właściciel, bo klub przejęli Kołakowscy, a trenerem jest zdolny Ireneusz Mamrot. Czy Pana zdaniem Arka jest już w tym sezonie w stanie powrócić do Ekstraklasy?

Jest to kolejna zagadka, bo kluczowe jest, jak Jarosław Kołakowski podejdzie do budowania Arki Gdynia. Może on podejść na zasadzie budowania interesu klubu poprzez swoją wizję albo potraktować go jako okno wystawowe dla swoich piłkarzy z agencji menadżerskiej. Jeśli będzie to ta druga opcja, to może okazać się problem. Jest to facet, który ma wiedzę, zna rynek i ma świetnie zorganizowany scouting. Jeśli podejdzie do sprawy uczciwie i będzie budował Arkę w sposób wartościowy i uczciwy, to ma to szansę powodzenia. Osobiście jestem przeciwny, aby agenci kupowali kluby, bo to w pewnym sensie jest konflikt interesów. Okno transferowe pokaże w jakim kierunku Arka będzie zmierzać.

W Wiśle Kraków też się zmienili właściciele i na papierze wygląda to bardzo dobrze, tylko pytanie jest jest czy trójka właścicieli oraz prezes (brat Błaszczykowskiego) będą w stanie udźwignąć ciężar, jaki jest w klubie. Sami mówią o tym, że w ciągu trzech, może nawet czterech lat Wisła Kraków będzie ambitnie walczyć o puchary.

Każdy tak mówi. Wisła ma naprawdę duży potencjał pod względem kibicowskim, ma duże tradycje, wielkie oczekiwania i wielka presja. Możemy mówić dzisiaj o wielkiej Wiśle, ale pytanie jest, jakie kroki najbliższe zostaną podjęte. W tym momencie nie ma podstaw, aby mówić, że jest to wielki klub i będzie nim w najbliższej przyszłości. Nie ma w tym klubie dużego właściciela na poziomie Rutkowskiego czy Mioduskiego z określoną wizją. Patrzę z ciekawością na ten projekt, ale czuje wielkiego zachwytu. Jak gadałem z Mioduskim, to od początku wiedziałem, że wie, co chce w naszej piłce osiągnąć. Wielu początkowo próbowało zrobić z niego kosmitę, który żyje w osobnym świecie, a tak naprawdę miał on nowatorską, jak na polskie warunki wizję klubu. Krok po kroku ten plan zrealizował i efekty widać – Legia ma najlepszy skład w Polsce, ma perspektywy, swoją akademię. Wcześniej różnie z tym było w Warszawie.

Podobnie jest z Piotrem Rutkowskim w Poznaniu, który popełnił masę błędów, jednak ma ciekawy pomysł na klub. Nie potrafię dzisiaj powiedzieć czy Wisła ma jakiś pomysł na przyszłość, bo z wywiadów osób rządzących za wiele się nie dowiedziałem. Zrobić czwarte miejsce przypadkowo to nie jest żaden sukces. Grać o europejskiej puchary w Polsce może praktycznie każdy. Piast przypadkowo w zeszłym roku zdobył mistrzostwo i teraz ponownie wystąpi w pucharach. Wiele klubów grało w eliminacjach do europejskich pucharów, a wielkimi klubami nie są. Osobiście Wisłę śledzę z dużym dystansem i nie traktuje ich jako pretendenta do wielkich osiągnięć.

Tym bardziej teraz, gdy ledwie co udało się im utrzymać w lidze. Udało się to tylko dlatego, że Arka i Korona nic ciekawego nie pokazały.

Można powiedzieć, że Arka i Korona spadły same. Wierzyłem w trenera Bartoszka, bo jest on świetnym trenerem motywacyjnym i potrafi grupę zawodników zjednoczyć. Niektórzy mówią, że jest sprinterem, bo na krótkich dystansach działa. Osobiście na długich go nie widziałem. Jemu nie udało się tylko dlatego, że miał bardzo kiepską jakość piłkarzy. W Arce jakość była podobna. Kołakowscy trafili na bardzo trudny moment, choć zmiana była widoczna, bo Arka, która była najgorszym zespołem wykonującym stałe fragmenty gry, stała się nagle czwartą drużyną pod tym względem. Czekam na pierwsze mecze Wisły Kraków, natomiast nie wróże im sukcesu w pierwszej piątce. Jeśli trafią do ósemki to będzie duży sukces.

W przyszłym roku odbędą się przesunięte ME. Na co stać w nich Polską reprezentację? Jesteśmy w stanie powtórzyć wynik z poprzedniego Euro?

Stać nas na pewno na miejsce 2-3, lecz będzie na to miało wpływ przygotowania oraz jak się potoczy dalej sytuacja z koronawirusem. Gdyby nie było pandemii i Euro odbyło się w planowanym terminie, to walczylibyśmy ze Szwedami o drugie miejsce. Pamiętać należy, że jest to zespół piekielnie mocnym zespołem, mając ciekawe pokolenie zawodników. Niby odszedł Zlatan, ale jest za to solidna grupa zawodników. Widać to było w meczu z Hiszpanią w eliminacjach, gdzie niby przez pierwsze 10 minut Hiszpania dyktowała warunki gry, ale później to Szwedzi przejęli inicjatywę. Prezentują oni bardzo techniczką piłkę i już nie ten stary skandynawski futbol. Oni mają zespół lepszy od nas, lecz za to my mamy wybitnej klasy zawodnika, którego oni nie mają w swoich szeregach. Czas działa na korzyść Brzęczka. Odnosiłem wrażenie, że nasza reprezentacja pod jego wodzą grała dość słabo i dużo gorzej niż za czasów Nawałki.

Patrząc na indywidualne statystki, to możemy dojść do wniosku, że Jerzy Brzęczek nie potrafił wykorzystać potencjału swoich piłkarzy. Lewandowski, Grosicki i Zieliński bardzo opuścili się statystycznie. Za czasów Nawałki nasza reprezentacja grała bardzo ofensywnie i była w czołówce najlepiej strzelających drużyn w eliminacjach. Obecnie skupiamy się mocniej na tym, aby nie stracić bramki. Jednak to, co zrobił na plus, to wprowadził kilku ciekawych zawodników. Zawodnicy dorastają, a on w tym czasie może kreować swoje schematy. Dostał rok w prezencie. Jednak w super formie ostatnio był Krychowiak i Lewandowski, a Glik wyglądał, jak zwykle bardzo solidnie. Szczęsny został najlepszym bramkarzem Serie A. Trzeba pamiętać o tym, że na ostatnich Euro nasz trzon drużyny był w świetnej formie. Na MŚ 2018 Krychowiak był bez formy, Glik wywalił się na ostatniej prostej, a Lewandowski bardziej był zajęty transferowymi zawirowaniami. Teraz wygląda to obiecująco i zobaczymy, jak to wszystko odzwierciedli się za rok.

Logiczne jest, że gdyby Euro odbyło się w tym roku to powołania byłyby zupełnie inne niż w przyszłym. Pana zdaniem kto może najwięcej zyskać?

Mogą zyskać na tym przede wszystkim młodzi zawodnicy. Osobiście jestem wielkim fanem talentu Walukiewicza i w moim odczuciu może to być w przyszłości zawodnik klasy międzynarodowej. Czy zagra, to zależy od tego, jaki będzie miał następny sezon. Widać po nim, że nie ma absolutnie żadnych kompleksów. Ostatnio spisał się bardzo na tle Juventusu, choć z jednej strony był to zespół świętujący mistrzostwo, natomiast z drugiej skok mentalny, bo do głowy weszła świadomość, że zatrzymało się takiego piłkarza, jak Gonzalo Higuain. Jest to piłkarz idealny do nowoczesnej piłki, bo skutecznie przechodzi do akcji pomiędzy formacjami. Żaden polski piłkarz nie potrafi z taką techniką, swobodą, zamysłem czy szybkością wyprowadzać piłki do przodu. Gra świetnie też w różnych ustawieniach obrony. Czas działa także na korzyść Karbownika, bo gdyby teraz pojechał, to właściwie oglądałby ten turniej z ławki, a tak to ma szansę wejść w drugiej połowie jako pierwszy zmiennik. Zobaczymy, co pokażą młodzi zawodnicy Lecha Poznań, jak Kamiński i Moder – czy dostaną szansę gry w pierwszej reprezentacji. Jeśli chodzi o pierwszy skład to się nic nie zmieni znacząco.

W przyszłym roku odbędą się wybory na prezesa PZPN. Pewne jest, że Zbigniew Boniek nie wystartuje w wyborach. Największymi kandydatami jest Marek Koźmiński oraz Bogusław Leśnodorski. Pana zdaniem kto może w przyszłym roku może sięgnąć po fotel prezesa?

W sumie to jest trzech mocnych kandydatów i kto wie czy nie jest on nawet najmocniejszym z nich, czyli Cezary Kulesza. On się nie ujawnia, ale wiadomo, że prowadzi kampanie i potajemnie zbiera głosy. Dochodzi do mnie z różnych źródeł, że jeździ po kraju i fajnie to prowadzi. Słyszałem, że buduje sobie pozycje Bogusław Leśnodorski i forsuje również Michała Żewłakowa jako prezesa MZPN. Rozpychają się łokciami i zaczynają zwalczać najmocniejszego kandydata, czyli Artura Kolatora. Jednak jeśli ma się rozegrać walka, to pomiędzy Koźmińskim i Kuleszą. Ciężko stwierdzić kto jest lepszy. Marek Koźmiński ma za to cały PZPN za sobą, choć twierdzi, że jest niezależnym kandydatem. Rozmawiałem z nim jakiś czas temu i bardzo dobre wrażenie robi jako człowiek – inteligentny facet na wysokim poziomie. Kulesza jest też co prawda inteligentny, ale prezentuje on taki bardziej wschodni klimat, a Marek to bardziej taki światowiec. Trzeba pamiętać, że on swoją twarzą firmuje to, co ja ciągle krytykuje – system szkolenia młodzieży. Nie mam na ten moment swojego kandydata, choć uważam, że ktoś z ich dwóch wygra wybory. Nie sądzę, aby Leśnodorski był na tyle silny. W przeszłości budował on koalicje w Wiśle oraz Rakowie i za długo one nie pociągnęły. Potrafi on urzec tłumy i przekonać do siebie wiele osób, jednak nie jest to poważny kandydat do wygrania wyborów. Może okazać, że się mylę, ale na ten moment tak to wygląda.

Rozmawiał Błażej Zięty

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *