Cuda, cuda ogłaszają. Brzęczek zwolniony z posady selekcjonera

A więc stało się. Jerzy Brzęczek nie jest już selekcjonerem reprezentacji Polski. Nie ukrywamy, ze się cieszymy. Nie zrozumcie nas źle, nic do niego personalnie nie mamy, ale nikt z nas nie miał złudzeń, że miał on jakikolwiek pomysł na grę reprezentacji. Wymownym wyrazem tego była reakcja Roberta Lewandowskiego w jednym z wywiadów. Tak też kadencja Zbigniewa Bońka dobiegnie w tym roku końca, kolejny prezes i zarząd będą musieli współpracować z nowym trenerem. Boniek natomiast zostanie zapamiętany dokładnie w taki sposób, jaki będzie jego ostatni wybór. Pozostaje nam się modlić, aby był to wybór to selekcjonera z zagranicy, najlepiej z Niemiec lub Holandii.

Mamy własną teorię, być może błędną, ale futbol rodzi dyskusje, polemiki i analizy. Każdy ma prawo do własnych przemyśleń. Gdybyśmy mieli wcielić się w umysł Zbigniewa Bońka – co bez zbędnej kokieterii – byłoby niemałym zaszczytem, to wpadlibyśmy na następujący pomysł – skoro mnie już w PZPN nie będzie, bo kadencja dobiega końca, to mogę podjąć kontrowersyjną decyzją, korzystną, z którą będzie musiał zmierzyć się kolejny zarząd.

Liczymy na zagranicznego trenera. Tutaj problemem nie są finanse, a bariera czysto psychologiczna. Mówił o tym zresztą w wywiadzie z nami Michał Listkiewicz. Po pierwsze bowiem trzeba byłoby się uporać z takim wewnętrznym przeświadczeniem, że polski trener nie jest w stanie sobie poradzić i trzeba sięgnąć za granicę. Po drugie włodarzy PZPN znów będzie bolało, że ktoś z zewnątrz będzie im patrzył na ręce, a do tego dojdą wysokie zarobki, zawiść, różnica zdań, konflikty interesów.

Sportowo jednak jesteśmy przekonani, że wybawieniem dla kadry byłby trener z Zachodu. Ktoś, kto miałby posłuch w szatni, kto byłby autorytetem dla najlepszego napastnika świata, Roberta Lewandowskiego, wreszcie ktoś, kto spojrzałby obiektywnie na polskie bolączki, z doświadczeniem i bez kompleksów. Jeśli spojrzeć na styl reprezentacji Polski, który bazować musi jednak na dokładności i przygotowaniu fizycznym oraz dyscyplinie taktycznej, to najlepszym rozwiązaniem w naszej ocenie byłby szkoleniowiec z Niemiec albo Holandii. Pewną opcją jest też pójście w kierunku Włoch – mamy jednak obawy, że sposób w jaki przygotowują fizycznie zespoły Włosi nie odnalazłby się w Polsce. Niestety te połączenia polsko-włoskie w aspekcie przygotowania fizycznego wywołują złe skojarzenia (np. zajechany fizycznie swojego czasu Piątek, czy  nieumiejętnie dobierany przez Macieja Skorżę trener od przygotowania fizycznego z Włoch, który popełniał ten sam błąd w Wiśle, Lechu, Pogoni, etc.)

Nie zrozumcie nas źle – nie oceniamy na podstawie dwóch wyrwanych z kontekstu przykładów możliwości współpracy polsko-włoskiej, ale na „przysłowiowego” nosa czujemy, że lepsza opcja jest na Zachodzie, aniżeli na południu Europu, zwyczajniej bardziej pasująca, bardziej wzajemnie się rozumiejąca i przenikająca.

Jeśli natomiast mielibyśmy koniecznie wybrać trenera z Polski, bo opcja zagraniczna odpada, to postawilibyśmy na Dariusza Wdowczyka, ale niestety już go Zbigniew Boniek przymierzał do tej roli przed Nawałką – spotkało to się z tak wielką dezaprobatą społeczną, że pomysł upadł raczej bezpowrotnie. Wdowczyk jeśli chodzi o warsztat czysto trenerski, to wyższa polska półka, problemem są niestety wyroki za korupcję.

Bogdan Cisak z „Prawdy Futbolu” wskazał na kandydata Czesława Michniewicza, podkreślając jego niezłe występy z kadrą młodzieżową  i doświadczenie w tym obszarze. Jest to jakaś opcja, jednak będziemy się stanowczo upierać, że reprezentacja potrzebuje trenera z nazwiskiem, który wzbudzi szacunek i respekt u piłkarzy pokroju Lewandowskiego, Szczęsnego, Krychowiaka i ew. Błaszczykowskiego, gdyby ten pojechał na mundial.

Zasób personalny jest, potrzeba kogoś kto te pionki poukłada. Nie oszukujmy się, nie ma w Ekstraklasie trenera, który doświadczeniem by kwalifikował się do udźwignięcia tak wielkiego problemu jak przygotowanie kadry na mecze z Hiszpanią, czy Szwecją.

Wracając jeszcze do Bońka, zastanawiacie się dlaczego nie zrobił tego wcześniej? Myślimy, że bał się piekiełka, które może zrodzić się wśród działaczy, a teraz, kiedy dobiega końca jego kadencja, ten problem zostanie scedowany na kolejnego prezesa PZPN.

Jak zapamiętamy Brzęczka? Jako trenera, który zrobił co ma do zrobienia. Awansował na turniej, bo z takimi rywalami i mając taki skład, awansowałby każdy. Brzęczek Polaków nie skrzywdził, PZPN Brzęczka też nie. Pieniądze zostaną mu wypłacone, natomiast oszczędzono nam wszystkim jednej wielkiej kompromitacji, a Brzęczkowi wielu siwych włosów, bo z tym trenerem daleko byśmy nie zaszli. Skończyłoby się jak zawsze na pompowaniu balonika, a później wielkim rozczarowaniu…

Marcin Szymański

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *