
Kilka miesięcy temu w kinach miała miejsce
premiera najdłużej oczekiwanego polskiego filmu ostatnich lat. „Akademia Pana
Kleksa’, w reżyserii współwłaściciela Federacji KSW, Macieja Kawulskiego,
wzrusza, bawi, momentami szokuje. Chociaż wzbudza ona niemała dozę krytyki,
mnie personalnie bardzo przypadła do gustu. Jaki więc jest współczesny Pan
Kleks? Nowatorski, nowoczesny, elegancki. Inny – jednak to nie znaczy gorszy.
O ile starsza adaptacja powieści Jana Brzechwy,
wyemitowana w 1984r. większa wagę przywiązywała do ciągłości fabuły, o tyle
współczesna kładzie nacisk na efekty specjalne: krótkie, urywane sceny,
wprawdzie pięknie wykonane, lecz jako całość nie tworzące do końca spójnej
linii fabularnej. Krótkie dialogi, momentami sztuczne mogą nieco szokować.
Można odnieść wrażenie, że ogląda się jeden długi teledysk. W filmie Maćka
Kawulskiego widać jednak bardzo wyraźnie inspiracje kinem amerykańskim. To nie
zarzut. Stara adaptacja bowiem, produkcji polsko-radzieckiej, trąciła kiczem.
Współczesna położyła bardzo wyraźnie nacisk na formę, kosztem samej treści.
Jest więc cała masa rozmaitych sztuczek komputerowych, tricków, jak czerwone
drzewa czy latające skały.
Jeśli zaś mowa o szokowaniu, to najwięcej
kontrowersji wywołała dość radykalna zmiana głównego bohatera. Otóż miejsce
Adama Niezgódki zajęła Ada -osamotniona, niezrozumiana przez rówieśników
dziewczynka, podobnie zresztą jak jej chłopięcy odpowiednik. Dlaczego? Zapewne
z chęci unowocześnienia samego filmu. Zresztą sama akademia stała się
internacjonalna – tworzą ją uczniowie z
całego świata, bez podziału na klasy według płci. To już znak czasów.
Można odnieść wrażenie, że oglądając film
znaleźliśmy się w samym centrum gry komputerowej. To już jest kwestia
indywidualna. Mnie takie nowatorskie i oryginalne rozwiązanie bardzo przypadło
do gustu. Do tego dochodzi świetna ścieżka dźwiękowa – jak chociażby utwór
„Jestem Twoją Bajką”, w wykonania Sanah. Gra aktorów? Nie budzi zastrzeżeń –
świetnie poradził sobie Tomasz Kot, jak również aktorzy odgrywający role
dziecięce. Piotr Fronczewski pojawił się na drugim planie – jako sąsiad Ady i
doktor Paj-Chi-Wo. Już sama jego wizyta na ekranie to uczta i symboliczne
nawiązanie do pierwotnej wersji, która bardzo wyraźnie zasygnalizowała swoiste
przeniesienie pokoleniowe w nowoczesny świat.
Z filmu bije też niewątpliwie ciepło, taka
pozytywna, magiczna wręcz energia. Skąd więc na Macieja Kawulskiego wylała się
tak wielka krytyka? Najprawdopodobniej wynika to z dysonansu powstałego na
skutek utrwalonego w kodzie kulturowym wyobrażenia co do samego świata
przedstawionego w książce Brzechwy. Widzowie nie są w istocie w stanie pogodzić
się, że ktoś przedstawił coś w inny sposób.
Porównania zaś do starszej wersji są nieuniknione.
„Witajcie w całkiem nowej bajce!” – mówi w
klipie do piosenki promującej film Macieja
Kawulskiego, Piotr Fronczewski. I taka właśnie jest „Akademia Pana Kleksa” – to
film, który niczego nie burzy, ani nie niszczy. On nam w subtelny sposób, w
nieco innej formie, o tej legendzie przypomina. A dla mnie? Jak w piosence
Sanah, był bajką.
Bajką mego snu.
Marcin Szymański