
W polskim boksie zawodowym są dwie twarze promocji walk. Jedna – to Andrzej Wasilewski – człowiek instytucja, twórca największych sukcesów polskiego boksu w XXI wieku. Druga – to Mateusz Borek, medialna ikona, która weszła do świata pięściarstwa ze sportowego dziennikarstwa. Obaj panowie organizują gale. Obaj mają swoje nazwiska. Ale między nimi rozciąga się cała różnica klas – i nie chodzi tu o podział wagowy.
Wasilewski – strategiczny architekt
Andrzej Wasilewski nie potrzebuje fajerwerków. Jego gale to konsekwencja, nie chaos; plan, nie show dla widzów z ADHD. To on wypromował Krzysztofa Diablo Włodarczyka, Artura Szpilkę – zanim jeszcze ktokolwiek potrafił wymówić ich nazwiska za granicą. To on zbudował struktury, które wytrzymały upadki federacji, wojny promotorów i zmieniające się mody. Wasilewski, nawet jeśli robi coś po cichu, zawsze działa głęboko. To nie influencer, to człowiek operacyjny.
Borek – medialny impresario
Mateusz Borek to niewątpliwie showman. Jego gale wyglądają efektownie, potrafi sprzedać każde starcie jako wydarzenie. Problem w tym, że często forma wyprzedza treść. Walki nie zawsze są sportowo sensowne, matchmaking czasem bardziej przypomina casting do reklamy napoju energetycznego niż selekcję twardzieli gotowych na prawdziwy bój.
Borek zna media. Borek zna ludzi. Ale Borek nie jest strategiem boksu. Jego gale są jak świecące neony – przyciągają wzrok, ale nie dają ciepła.
Co odróżnia jednego od drugiego?
Kryterium | Wasilewski | Borek |
Styl promocji | Subtelny, rzeczowy | Efekciarski, medialny |
Dobór zawodników | Strategiczny, budujący kariery | Widowiskowy, często doraźny |
Wiarygodność sportowa | Wysoka | Nierówna |
Dziedzictwo | Diablo , Szpilka | Zmienna rotacja nazwisk |
Cel | Wynik i rozwój zawodnika | Oglądalność i sprzedaż biletów |
Wasilewski – człowiek, który trzyma pion
Nie każdemu musi się podobać jego chłodny styl. Ale jedno trzeba przyznać: Wasilewski robi swoje.
Nie krzyczy, nie epatuje kontrowersją, nie robi gal pod „patobokserów”.
On buduje boks jak inżynier – cegła po cegle. Dlatego po latach, gdy opadnie kurz z medialnych ringów, to jego gale będą wspominane jako te, które coś znaczyły.
Zakończenie?
Polski boks potrzebuje emocji, ale nie może zapominać o fundamentach.
A fundamenty – to właśnie Andrzej Wasilewski. Nie zawsze błyszczący. Ale zawsze nie do ruszenia.
Marcin Szymański