
W polskiej polityce ostatnich dwóch dekad nie było ugrupowania, które tak silnie odwoływałoby się do kategorii krzywdy i sprawiedliwości dziejowej, jak Prawo i Sprawiedliwość. PiS nie budował swojej tożsamości na „nowoczesności”, modnych słowach-kluczach z leksykonu korporacyjnego postpolityki. Ich językiem były pojęcia proste: godność, zemsta, wyrównanie rachunków. Mieli jasny komunikat: państwo nie może być silne wobec słabych i słabe wobec silnych.
Ta idea przyciągała tych, którzy czuli się wypchnięci na margines III RP – emerytów, wdowy po górnikach, robotników, byłych funkcjonariuszy niższych szczebli, ludzi bez koneksji, bez szans w neoliberalnym „wyścigu szczurów”. Ale też tych wszystkich skrzywdzonych. których los doświadczył. PiS ich nie tylko słuchał – on mówił ich językiem.
W tym właśnie paradygmacie wyrasta postać Karola Nawrockiego – historyka, szefa IPN, a obecnie kandydata i faworyta w wyborach na prezydenta RP. Człowiek z Trójmiasta, ale nie z salonów. Z pokolenia, które nie miało wpływu na Okrągły Stół, ale miało obowiązek rozliczyć jego skutki.
Nawrocki, z wykształcenia badacz, z temperamentu lider, od lat konsekwentnie wpisuje się w wizję państwa, które daje głos tym, których historia przemilczała. Przypadek? Nie – raczej kontynuacja DNA PiS-u: walka o pamięć, walka o tych, których nikt nie bronił. Tak budował swój kapitał zaufania.
Czy można mieć wątpliwości co do stylu, estetyki czy metod? Oczywiście. Ale nie można odebrać temu środowisku jednego: że jako pierwsi w historii III RP zrobili z troski o słabszych fundament realnej polityki.
Dziś, kiedy scena polityczna dryfuje ku ośmieszaniu wszystkiego co „konserwatywne”, warto sobie przypomnieć, że nie każdy, kto mówi o krzywdzie, to demagog – a nie każdy, kto nosi garnitur z metką liberalizmu, ma czyste ręce.
W czasach, gdy pojęcie elit moralnych zamienia się w mem, dobrze jest zobaczyć, że są jeszcze ci, którzy w polityce widzą więcej niż tylko grę o władzę. Nawrocki – bez celebry, bez patosu – próbuje zdefiniować nowy konserwatyzm. I nawet jeśli się nie wszystkim podoba – to wciąż jest język ludzi, którzy nigdy nie mieli mikrofonu.
Marcin Szymański