
Donald Tusk nie przegrał z PiS-em. Nie przegrał z Konfederacją, Lewicą, Trzaskowskim ani Hołownią. Przegrał z czasem. I z rzeczywistością. Bo kiedy wracasz do kraju po ośmiu latach w Brukseli, z bagażem europejskich medali i gazetowych zachwytów, to musisz rozumieć jedno: tu już nie ma tej Polski, z której wyjechałeś.
100 konkretów, 100 złudzeń
Tusk wrócił na fali emocji. Był figurą resentymentu, gniewu, nostalgii za III RP. Miał być twardym egzekutorem zmian, a okazał się architektem ciągłego odkładania decyzji. Obiecywał 100 konkretów. Nie zrealizował nawet połowy. A ludzie, którzy poszli za nim do wyborów 15 października 2023 roku, dziś coraz częściej czują się jak statyści w spektaklu, który utknął w próbie generalnej.
Czerwiec 2025 – moment, w którym wszystko pękło
Wybory prezydenckie miały być formalnością. Tak przynajmniej myślała część liberalnego establishmentu. Trzaskowski, wypolerowany kandydat, dobrze notowany, oswojony z mediami. A jednak przegrał. I to nie z nikim znanym. Karol Nawrocki – historyk, szef IPN-u, człowiek z zaplecza PiS-u – pokonał go nie tyle programem, co swoją antytuskową tożsamością. Nie obiecywał wiele. Ale obiecywał jedno: że nie dopuści do demolki wartości, które dla wielu Polaków są ostatnią kotwicą w rozhuśtanym świecie.
Premier bez mocy
Tusk nie potrafił uderzyć pięścią w stół. Jego rząd przypomina bardziej radę koalicyjną niż gabinet wykonawczy. Polska 2050, PSL, KO, Lewica – każdy ciągnie w swoją stronę. A wyborca? Wyborca widzi tylko to, że nic się nie dzieje. Albo dzieje się powoli. Inflacja nie zniknęła. Reforma sądownictwa ugrzęzła w szpagacie ideologicznym. Sprawa aborcji – wieczne przekładanie głosowań. Wielu młodych ludzi, którzy pierwszy raz zagłosowali „na zmianę”, ma dziś dość tej zmiany w wersji beta.
Przestarzała charyzma
Tusk wciąż potrafi mówić. Ale jego charyzma działa na pokolenie, które pamięta Unię Wolności i debatę z Kwaśniewskim. Dla 20-latków jest po prostu starszym panem w dobrze skrojonym garniturze, który grozi palcem i mówi o „demokracji”, jakby to była wartość domyślna. Ale to nie wystarcza. W dzisiejszej polityce wygrać może ten, kto jest konkretny, nawet jeśli radykalny. Tusk tymczasem stał się symbolem przewidywalności – a ta rzadko inspiruje.
Epoka, która miała być końcem epoki
Donald Tusk miał zamknąć rozdział „Polski Kaczyńskiego”. Ale dziś wygląda na to, że sam będzie tylko przypisem do własnej epoki. Wrócił jako lider na trudne czasy – ale tych trudnych czasów nie umiał rozbroić. A może po prostu nie zrozumiał, że wrócił do kraju, który przestał go potrzebować nie dlatego, że go nie lubi, tylko dlatego, że nauczył się żyć bez niego.
I co dalej?
Nie będzie spektakularnego upadku. Nie będzie dramatu. Tusk po prostu będzie… coraz mniej. Coraz mniej widoczny, coraz mniej potrzebny, coraz mniej decyzyjny. Z czasem zniknie z pierwszych stron gazet i pozostanie tylko jako echo – przypomnienie o czasie, kiedy liberalna Polska myślała, że wróci silniejsza.
Zakończenie: chłodne zejście ze sceny
Donald Tusk nie został pokonany. On się nie załapał. Na nowy język. Na nowy rytm polityki. Na nowe potrzeby ludzi. Nie zdradził wartości. Po prostu ich nie dostroił. A historia nie lubi tych, którzy próbują wrócić na własnych warunkach. Lubi tych, którzy rozumieją, że świat nie czeka.
Marcin Szymański