Dariusz Szpakowski – bo klasa nie zna granic. Kiedy hymn nakłada się na współczesność

Na murawie w Helsinkach – próba przed meczem z Finlandią. Najpierw hymn gospodarzy, potem Mazurka Dąbrowskiego. Co zrobił Dariusz Szpakowski? Zamilkł. I stał na baczność. Nie dlatego, że ktoś mu kazał. Ani że chciał zebrać lajków. Bo wiedział, że to moment, który wymaga ciszy, skupienia i szacunku.

Szpakowski to miękki głos z ciężarem tradycji. To nie była pozowana reakcja. To nie była gra aktorska. To był akt, symbol, którego nie da się powtórzyć dla trendów. Kiedy młodsi koledzy z lekkością „gadają”, on wie, że to nie jest chwila na tanie słowa. Spokój. Godność. Obecność. A gdzie reszta? W TVP Sport? Kontynuowali rozmowę. W mediach społecznościowych? Śmieszki, memy i ironiczne reakcje. A u niego – milczenie.

Bo czasem milczenie oznacza więcej niż tysiąc komentarzy. Kto dziś daje lekcję szacunku? Nie influencerzy. Nie celebryci. Nie pseudo-autorytety.

Dariusz Szpakowski.

Człowiek, który przypomniał, że hymn to nie dźwięk. To moment wspólnoty. Moment wartości. Moment, który zasługuje na naszą uwagę. Dla części pokolenia dzisiejszych komentatorów hymn narodowy to już tylko muzyczne intro przed pierwszym gwizdkiem. Dla Szpakowskiego – to symbol, który się nosi w głowie i w sercu. I może właśnie dlatego ta scena była tak poruszająca.

Bo obok był szum. Obok – komentarz. Obok – rutyna. A on się na chwilę zatrzymał. Jakby powiedział: „To nie jest moment na mówienie. To jest moment na pamięć.” Gdy Mazurek Dąbrowskiego wybrzmiewa w obcym kraju, to nie czas na gadanie. To czas, by wstać. Zamilknąć. Zrozumieć.

A jeśli się tego nie czuje – trzeba patrzeć na Szpakowskiego. Bo on to czuje. I wie, że są momenty, które komentuje się tylko milczeniem.

Marcin Szymański

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *