Co się dzieje obecnie w Sądzie Najwyższym?

Sąd Najwyższy znów znalazł się w centrum zainteresowania opinii publicznej. Po wyborach prezydenckich z 1 czerwca 2025 roku, w których zwyciężył Karol Nawrocki, do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych (IKNiSP) wpłynęło ponad 50 tysięcy protestów wyborczych. To druga najwyższa liczba w historii III RP, ustępująca jedynie roku 2020. Protesty te dotyczą nieprawidłowości proceduralnych, opóźnień w przekazywaniu protokołów, a w części także niejasnych powiązań osób pracujących w komisjach.

Izba SN rozpoczęła już ich rozpatrywanie. Pierwsze jawne posiedzenia odbyły się 27 czerwca, a kolejne zapowiedziano na 1 lipca (sygn. akt I NSW 9779/25). Posiedzenia te mają charakter publiczny i transmitowany, co wpisuje się w potrzebę transparentności, ale i podgrzewa temperaturę sporu.

Nie wszyscy sędziowie Sądu Najwyższego zgadzają się jednak co do legitymacji Izby Kontroli Nadzwyczajnej. Aż 28 sędziów SN podpisało oświadczenie, w którym kwestionują zdolność tej izby do orzekania o ważności wyborów. W ich ocenie, powinna to być kompetencja całego Sądu Najwyższego, a nie wyłącznie jednej jego części. To wewnętrzne napięcie obnaża kruchą równowagę instytucji, która jeszcze niedawno była w pełni podporządkowana poprzedniej ekipie rządzącej.

Z kolei ze strony instytucji państwowych pojawiły się sugestie nacisku. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar zwrócił się do prezes SN z apelem o traktowanie protestów „z podmiotowością należną obywatelom” i przypomniał, że zaledwie 0,57% protestów przekazano do Prokuratora Generalnego. Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek również zapowiedział, że będzie monitorował przebieg postępowania i oceni jego rzetelność.

Do tego dochodzą decyzje kadrowe, które budzą poważne wątpliwości. Z izby rozpatrującej protesty usunięto dwóch sędziów. Choć nie podano oficjalnych przyczyn, wielu obserwatorów odbiera to jako próbę osłabienia składu i pozbawienia go niezależności. Niewykluczone, że w razie dalszych napięć, temat ten zostanie podniesiony również na forum instytucji unijnych.

Nie bez znaczenia pozostaje również wymiar polityczny. Rząd Donalda Tuska, choć oficjalnie akceptuje wynik wyborów, nie ukrywa, że zaskoczyła go porażka Rafała Trzaskowskiego. Premier wezwał do przeanalizowania ewentualnych nieprawidłowości, ale odciął się od postulatu pełnego unieważnienia głosowania. Taki scenariusz uznał za „mało realny”, choć niewykluczył przeliczeń punktowych w wybranych komisjach.

W tle wciąż wisi pytanie o legitymizację – nie tylko prezydenta-elekta, ale również samego Sądu Najwyższego jako instytucji. Po latach upolitycznienia sądów, próby naprawy systemu prawa wymagają nie tylko woli politycznej, ale także zaufania społecznego. A tego – jak pokazują protesty i głosy środowisk sędziowskich – wciąż brakuje.

Dzień 1 lipca może się okazać momentem przełomowym. Wtedy to Sąd Najwyższy ogłosi uchwałę w sprawie ważności wyborów. Posiedzenie będzie jawne, a jego wynik – politycznie i symbolicznie kluczowy. Nie chodzi już tylko o liczby czy przepisy kodeksowe. Chodzi o instytucjonalną wiarygodność, odbudowę autorytetu SN i decyzję, którą zaakceptuje zarówno społeczeństwo, jak i instytucje międzynarodowe.

Jeśli uchwała będzie uznana za politycznie zbalansowaną, może rozpocząć proces odnowy instytucjonalnej. Jeśli natomiast zostanie odczytana jako przejaw jednej z opcji – będzie to kolejne uderzenie w system prawny i zaufanie obywateli do państwa.

W Sądzie Najwyższym nie zapada więc tylko decyzja o ważności wyborów. Toczy się również batalia o znaczenie niezależności sądownictwa w Polsce. To moment, w którym zasada trójpodziału władzy ma szansę wrócić na swoje miejsce – albo przekształcić się w czysto formalny zapis konstytucyjny.

Marcin Szymański

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *