Hubert Urbański żegna się z TVN. Po 26 latach odchodzi do Polsatu – ostatecznie i definitywnie.

To koniec pewnej epoki  i zarazem początek nowego rozdziału. Po 26 latach pracy w TVN, Hubert Urbański – jedna z najbardziej rozpoznawalnych twarzy polskiej telewizji – żegna się ze stacją, z którą przez ćwierć wieku budował historię współczesnych mediów. Ale w przeciwieństwie do wielu pożegnań, które są ostateczne – to nie koniec, a kontynuacja.

Czy opuszcza „Milionerów”? Nie. Kultowy teleturniej wraca… tyle że w nowym domu. Polsat wykupił prawa do formatu, a Hubert Urbański pozostaje jego niepodważalnym gospodarzem. To bezprecedensowa sytuacja w historii polskiej telewizji: legendarny prowadzący odchodzi ze stacji -matki, by razem z programem, z którym się utożsamia, wejść na nowy medialny pokład. To nie zmiana – to transfer dekady. I choć w oficjalnych komunikatach dominuje ton rzeczowy, w rzeczywistości jest to wydarzenie symboliczne: telewizja TVN traci jeden z ostatnich filarów swojej tożsamości, a Polsat – przejmuje legendę. I będzie miała ikony konferansjerki, wliczając Krzysztofa Ibisza.

Hubert Urbański nie jest „tylko” prezenterem. To marka. To styl. To sposób prowadzenia rozmowy, który wymyka się modom i formatom. Od 1999 roku – gdy po raz pierwszy zadał pytanie za milion złotych – stał się symbolem powagi, spokoju i telewizyjnej klasy. Ale jego kariera zaczęła się znacznie wcześniej. Przez lata związany był z radiem (RMF FM, Radio Zet, Radiostacja), prowadził programy telewizyjne w różnych stacjach, a w końcówce lat 90. stał się jedną z twarzy wschodzącego TVN-u.

Kiedy w 2003 roku wszedł na plan reality show „Jestem, jaki jestem” z Michałem Wiśniewskim, udowodnił, że nawet najbardziej kontrowersyjny format da się prowadzić z ciekawie. Aczkolwiek pożegnanie z konfliktem w tle wzbudziło emocje. Podobnie świetnie radził sobie w „Tańcu z gwiazdami.” Ale to właśnie „Milionerzy” uczynili go legendą. Przez lata zmieniała się telewizja, zmieniała się Polska, pojawiali się nowi prowadzący, ale Urbański trwał. Zawsze elegancki. Zawsze spokojny. Zawsze obecny  i nigdy nachalny. Nie krzyczał. Nie flirtował z celebrytyzmem. Był dla widzów tym, kim powinien być: godnym zaufania gospodarzem.

Dlatego decyzja o przejściu do Polsatu nie jest kaprysem ani przypadkiem. To ruch przemyślany, logiczny – i w pewnym sensie uczciwy wobec samej idei „Milionerów”. Bo ten program to nie tylko teleturniej. To rytuał. Rytuał, którego nie da się prowadzić inaczej niż właśnie tak, jak robi to Urbański. Polsat, pozyskując prawa do formatu i zatrzymując prowadzącego, nie tylko dokonał medialnego zakupu. Dokonał symbolicznego przejęcia jakości. Hubert Urbański – wbrew współczesnej logice telewizji – nie odchodzi na emeryturę, nie znika, nie rezygnuje. Po prostu zmienia kanał.

„Telewizja się zmienia, ja się nie zmieniam” – miał powiedzieć kiedyś po cichu za kulisami jednej z edycji. I może właśnie dlatego tak bardzo mu ufamy. Bo nie musi być wszędzie. Nie musi być głośno. Musi być dokładnie tam, gdzie jego miejsce – przy pulpicie, z pytaniem za milion. Dziękujemy, Panie Hubercie – nie za pożegnanie, lecz za ciągłość.
Za klasę. Za styl. Za to, że „ostatnia decyzja” znów zapadnie – tym razem w nowym studiu.
I z tym samym, niepodrabialnym głosem.

Czy ostatecznie i definitywnie?

Tak.

Marcin Szymański

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *