
W dobie wojny rosyjsko-ukraińskiej Polska, jako wschodnia flanka NATO, znajduje się w bezpośrednim cieniu agresywnej polityki Federacji Rosyjskiej. O ile atak z premedytacją na państwo NATO wydaje się mało prawdopodobny, o tyle incydent graniczny – np. zbombardowanie polskiego miasta w wyniku „omyłki” – to scenariusz, który nie tylko da się wyobrazić, ale który został już raz przetestowany w formie ostrzału rakietowego w Przewodowie w 2022 roku.
Czy to możliwe?
W rosyjskim stylu prowadzenia wojny błędy są codziennością. Rakiety regularnie spadają na cele cywilne w Ukrainie, a dezinformacja i chaos są wpisane w strategię. Błąd nawigacyjny, przekroczenie granicy przez lotnictwo lub pocisk manewrujący, atak z mylnym rozpoznaniem – to realne możliwości. Szczególnie, że polskie miasta takie jak Hrubieszów, Tomaszów Lubelski czy Chełm znajdują się niedaleko granicy i w zasięgu większości rosyjskich systemów ofensywnych.
Jak zareagowałoby NATO?
Wbrew powszechnym mitom, artykuł 5 Traktatu Północnoatlantyckiego (czyli tzw. „jeden za wszystkich”) nie uruchamia się automatycznie. Państwa członkowskie analizują sytuację i podejmują decyzję polityczną. Odpowiedź zależy od: skali ataku (np. czy były ofiary, jak duże zniszczenia), intencji (czy był to rzeczywisty błąd, czy „przypadkowa prowokacja”), gotowości do eskalacji konfliktu z Rosją. W przypadku ograniczonego incydentu najprawdopodobniej doszłoby do pilnego zwołania Rady Północnoatlantyckiej, wystosowania ostrej noty dyplomatycznej i militarnego wzmocnienia wschodniej flanki, ale niekoniecznie do odwetu zbrojnego.
Polskie państwo w obliczu ataku
Na poziomie wewnętrznym rząd RP uruchomiłby procedury zarządzania kryzysowego: ewakuacja, zabezpieczenie ludności cywilnej, działania operacyjne Wojska Polskiego, a także pełna mobilizacja dyplomatyczna. Możliwe byłoby też tymczasowe ograniczenie swobód obywatelskich na obszarze dotkniętym incydentem – np. poprzez wprowadzenie stanu wyjątkowego. Reakcja społeczna zależałaby od skali zniszczeń, ale z dużym prawdopodobieństwem można założyć wzrost nastrojów antyrosyjskich, wzmożoną mobilizację społeczną i presję na władze, by nie pozostawiły ataku bez odpowiedzi.
A jeśli to byłby „czysty błąd”?
Tu właśnie zaczyna się pole największego zagrożenia. Rosja mogłaby – wzorem wcześniejszych sytuacji – zrzucić winę na „usterkę techniczną”, „dezinformację nawigacyjną” lub wręcz na „ukraińską prowokację”. Władimir Putin wie, że NATO boi się eskalacji do poziomu otwartego konfliktu światowego – i właśnie to pole niejasności może być polem gry Kremla.
Dlaczego ten scenariusz trzeba brać poważnie?
Polska musi być gotowa zarówno militarnie, jak i społecznie na sytuację, w której bezpieczeństwo zostanie wystawione na próbę. Nawet jeśli będzie to incydent o charakterze „technicznej pomyłki”, jego skutki mogą być druzgocące: zniszczenia, ofiary, szok informacyjny, dezinformacja, panika. Trwałość sojuszy, odpowiedzialność Zachodu i siła państwa będą wtedy testowane nie tylko przez rakiety, ale przez reakcję społeczną i międzynarodową spójność.
Zakończenie: więcej niż fikcja
Scenariusz przypadkowego ostrzału Polski nie jest literacką fikcją. To jeden z tych momentów historii, w którym błąd może kosztować życie, a reakcja – zdefiniować epokę. Dlatego dziś, bardziej niż kiedykolwiek, potrzebujemy nie tylko żołnierzy, ale również świadomych obywateli, odpornych na propagandę i dezinformację. Wojna to nie tylko front. To również ekran, mikrofon, kartka papieru – i nasza gotowość, by bronić prawdy.
Marcin Szymański