Świat według Kiepskich, czyli z czego się śmiejecie, sami z siebie się śmiejecie

      Kilkanaście lat temu, na Rynku Głównym w Krakowie Andrzej Grabowski spotyka kolegę z Teatru.

–  Hahaha! Widziałem, widziałem, w takim gównie grasz. Wiesz co Andrzej? Ja to bym się nie zgodził!

– A przepraszam bardzo, a  zaproponowali CI…?

– ?!

– To wiesz co, jak Ci kiedyś zaproponują, to sobie wtedy odmów.

3 lata później Andrzej Grabowski spotyka w tym samym miejscu tego samego kolegę, Wielkiego Pana Aktora z Teatru…

– A powiedz mi Andrzej, czym Ty teraz jeździsz?

– (teraz go mam, ha!) A no wiesz, kupiłem nowe Audi Q7 w salonie, w topowej wersji, chyba w 5-6 sekund dobija do setki, ale jaka wygoda żebyś wiedział… Piękne auto…W środku skóra….

– No tak. Super. A ja dalej Daweoo Kurwa Lanos.

– Ale czym Ty się Chłopie przejmujesz? Mamy auta na „Ku (fon.)”. Ja mam Audi Q7, Ty masz Daweoo Kurwa Lanosa.

***

     Ciężko znaleźć drugi tak popularny serial, który zarazem byłby emitowany  przez tak długi okres czasu i budził równie skrajne emocje. Przez jednych uwielbiany, przez drugich nienawidzony. W czym tkwi zatem fenomen „Świata Według Kiepskich”? Myślę, że to rodzaj satyry, błazenady artystycznej mówiąc o nas samych w krzywym nieco zwierciadle. Jest to serial już w polskich warunkach legendarny i w sposób bardzo bezspośredni punktujący polskie przywary i cechy narodowe jak pijaństwo, skąpstwo, zawiść, czy cwaniactwo i obżarstwo.

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia

     Jedni oglądając ten serial czują się dowartościowani. Widzą bowiem Ferdynanda, który w życiu ma gorzej od nich – nic mu się nie udaje, a wszelki pomysł na biznes kończy się klapą. Widzą warunki socjalne, które nawet jak na polską klase niższą pokazane są w formie – powiedzmy otwarcie – uwypuklonej, ze wspólną toaletą, gorszą niz na niektórych dworcach PKP. Nic tak bowiem nie cieszy przeciętnego nieudacznika, jak (teoretycznie) większa ofiara losu od niego. Nie obrażając oczywiście ani widza, ani Ferdynanda Kiepskiego. Jeszcze inni czują się zażenowani – bo jak to jest polski „Świat według Bundych”? To my Polacy jesteśmy aż tacy nienormalni?  Kolejni wreszcie wstydzą się przyznać, ze lubią, bo to trochę jak z disco polo – niby wszyscy słuchają, a nikt nie powie tego otwarcie. To „amerykańscy kiepscy” są bogatsi i bardziej zaradni? Jeszcze inni patrzą na to zjawisko w mojej ocenie chyba najtrzeźwiej– jako rodzaj pewnej groteski, satyry, która hiperbolicznie punktuje polskie cechy osobowościowe i przewody mentalne. Rzekłbym nawet, że to inteligentna forma pokazania debilizmu, jakkolwiek sprzecznie wewnętrzenie może to zabrzmieć. Albo ktoś ma dystans do oglądania rodaków w krzywym zwierciadle albo zwyczajnie go nie ma. Percepcja rzeczywistości jest w pewnym sensie odbiciem właśnie tego, jacy sami jesteśmy

Andrzej Grabowski o serialu, czyli czasowa stygmatyzacja aktora

     Mało kto wie, ale początkowo rolę Ferdynanda Kiepskiego miał grać Janusz Rewiński. Czy zmiana okazała się dobrą, to każdy sam sobie oceni. Osobiście nie wyobrażam sobie nikogo innego aniżeli Andrzeja Grabowskiego, który sam początkowo tej postaci nie lubił, a wręcz rzeczywiście się wstydził. Z czasem ją zaakceptował, późiej polubił, a wręcz zaczął się  z nią…internalizować. Tak przypuszczam. Nie ulega też wątpliwości, że taka trzeźwa ocena pokazuje, że produkcja Polsatu ustawiła finansowo całą ekipę na długie lata. Z drugiej strony też w pewnym sensie niektórych spaliła, no bo kto wyobraża sobie Bartosza Obuchowicza, który gra np. profesora medycyny czy prawa? Andrzej Grabowski w filmach chociażby Vegi pokazał już cały przekrój ról i wizerunkowo okazał się elastyczny – co jest jego niewątpliwie cnotą, bowiem jak mawiał Rowan Atkinson – największą sztuką jest sztuka zagrania debila.

Sam Andrzej Grabowski tak mówi o Kiepskich (za Gazeta.pl):

Wiedziałem, że ta formuła może, a wręcz powinna być tylko taka. Że nagromadzenie głupoty w tym serialu jest tak duże, że tylko głupiec może pomyśleć, że jesteśmy takimi idiotami i że nas to kręci. Że kręci nas to, jak ja kopię Paździocha w tyłek. Że biegniemy do przysłowiowego „sracza”, jak go nazywamy, i kłócimy się, kto ma pierwszy wejść. To jest głupie po prostu i nagromadzenie tej głupoty staje się mądrością w pewnym momencie. A ta staje się filozofią. Nadgłupotą, która staje się nadmądrością. Zawsze powtarzam – nie każdy odcinek jest świetny. Ale to są 444 oddzielne historyjki. 444 fabuły, mądrzejsze lub głupsze. To znaczy – jeśli głupsze, to mądrzejsze. A jeśli mądrzejsze, to głupsze, chociaż też nie zawsze.

Piękno rozśmieszania

Myślę, że najważniejsze w tym wszystkim, a wręcz wzruszające i piękne jest to, że mimo niewątpliwej głupoty i prostoty w formie przekazu, ten serial niejednej osobie umilał ciężkie chwile i mimo szarzyzny dnia codziennego – rozśmieszał do łez.

A to ostatecznym rozrachunku może okazać się najważniejsze….

I tak przeleciało 21 lat… Od marca 2020 nowe odcinki w Polsacie…

Marcin Szymański

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *