Jak koronawirus wpłynie na futbol?

Obecna sytuacja jest dla piłkarskich klubów nie do pozazdroszczenia. Mecze nie są rozgrywane, sklepy z pamiątkami klubowymi są zamknięte, a wydatki bieżące trzeba płacić – w dodatku w drakońskich sumach około nawet 70-80% nominalnego budżetu. Już niebawem rozgrywki w całej Europie będą wstawać z kolan małymi kroczkami. Jednak w wielu zespołach sytuacja będzie dramatyczna, a zanim wrócimy do punktu wyjścia, to minie jeszcze trochę czasu. Wielu zastanawia się, jak będzie wyglądał świat piłki nożnej po ustąpieniu definitywnie obecnej pandemii koronawirusa.

W tym tygodniu rozmawialiśmy z byłym trenerem m.in. Śląska Wrocław, Ryszardem Tarasiewiczem, który stwierdził, że największy problem będą miały kraje Europy południowej i środkowo-wschodniej. Trudno się z byłym reprezentantem Polski nie zgodzić, bo obecna sytuacja w krajach bałkańskich pod względem finansowym i gospodarczym jest dramatyczna. Wyjątek stanowi może Chorwacja, która jest najprężniej gospodarczo działającym państwem z tego bloku ze względu na rozwiniętą turystykę. Czarnogóra, Serbia, Bośnia i Hercegowina czy Kosowo nie należą do Unii Europejskiej, więc w dobie kryzysu muszą radzić sobie same. Spowoduje to, że firmy, które pompowały wielkie kwoty pieniędzy w piłkę nożną, w ciągu najbliższych tygodni mogą zbankrutować. Podatność na upadłość działalności gospodarczej w tych państwach jest znacznie większa niż w krajach UE. Trzeba liczyć na siebie, a o dotacjach od międzynarodowych instytucji nie ma mowy. Może okazać się, że do nowego sezonu połowa ligi nie będzie miała płynności finansowej, aby wystartować. Chyba, że rząd będzie wybierał ważniejsze segmenty swojej gospodarki i jednym z nich będzie futbol.

W bardzo trudnej sytuacji są kluby, które w sposób katastrofalny były wcześniej zarządzane. Idealnym przykładem jest słowacka MSK Żilina, która ogłosiła bankructwo, zaledwie dwa tygodnie po zamrożeniu sportu w swoim kraju. Jednak włodarze tej drużyny sami są sobie winni za zaistniałą sytuację, gdyż głównym dochodem i to w dodatku jedynym były pieniądze z transferów. A żeby było śmieszniej, to za ostatni transfer swojego piłkarza do Feeyenordu Rotterdam nie dostali całej kwoty. W MSK Żilinie z marketingiem i zarządzaniem swoją marką było, jak z UFO albo z Yeti – niby istniały, ale oficjalnie nikt tego nie stwierdził. Na naszym podwórku może dojść do podobnej sytuacji w Koronie Kielce i Arce Gdynia. W tym momencie należy postawić pytanie, czy nie należałoby może zrobić tego, co zasugerował na łamach naszego portalu Jerzy Engel – powiększenia ligi do 18 drużyn i zapewnienia wszystkim utrzymania. Wydaje się to klarownym rozwiązaniem i ukłonem wobec Arki Gdynia oraz Korony Kielce, które będą mogły mieć szansę powalczenia o swój byt. Pewne jest jednak, że tak się nie stanie. PZPN wychodzi z założenia, że nowy sezon będzie rozpoczęty na takich samych zasadach, jak zakładał wcześniej.

Oprócz tych dwóch klubów, które sportowo się raczej się nie utrzymają, to nie będzie większych problemów, jeśli chodzi o pozostałe ekipy z Ekstraklasy. Rząd pod batutą Mateusza Morawieckiego w swojej „tarczy antykryzysowej” ma plan finansowy na naprawienie futbolu. Zbigniew Boniek też zamierza wspomóc drużyny z najwyższej klasy rozgrywkowej. Ponadto kilku właścicieli – Wisły Kraków (nowych!), Cracovii, ŁKS-u Łódź, Zagłębia Lubin – powiedziało, że ten kryzys z pewnością przetrwają i nikt nie utraci pracy. Znaczący wpływ może mieć jednak ta cała sytuacja na transfery w polskiej lidze. Kluby nie będą ochoczo chciały kupować zawodników za gotówkę, tylko będą czekać do końca kontraktu, by pół roku wcześniej podpisać umowę za darmo, nie płacąc pieniędzy. Takie firmy, jak Lech Poznań, Legia Warszawa czy Śląsk Wrocław raz po raz kupią jakiegoś zawodnika za gotówkę. Jednak w Górniku Zabrze czy Piaście Gliwice będą się oglądać trzy razy za siebie, zanim wydadzą chociażby grosz.

Z pewnością sytuacja zmieni się nie tylko na rynku transferowym w Polsce, lecz także w całej Europie. Co prawda w czołowych ligach kluby szybko się podniosą i będą znowu mogły szaleć na rynku transferowym, tylko z tą różnicą, że już nie będziemy światkami przenosin średnio utalentowanych zawodników za kwotę 100 mln euro. Nawet najlepsi piłkarze nie będą za taką kwotę przechodzić i cofniemy się do roku 2008 lub 2009, gdzie czołowi piłkarze byli transferowani za 50 mln euro.

Obecna sytuacja dała dużo do myślenia możnowładcom klubów. W czasie Świąt Wielkanocnych swoje zdanie wyraził Aurelio de Laurentiis, który przyznał, że środowisko piłkarskie popełniało wiele kuriozalnych błędów – „Nie powiem, że wszystko wróci do tego, co było, ponieważ wiele rzeczy, wiele naszych postaw nie było wcześniej dobrych. Jestem jednak pewien, że pewnego dnia nasze życie będzie jeszcze lepsze” – mówił prezes SSC Napoli.

Włoskiemu reżyserowi chodziło głównie o podejście wielu ludzi do współczesnej piłki. Głównie ze względu na przepłacone transfery i pensje samych zawodników. Większości z nich uderzała tzw. „woda sodowa do głowy”, bo przenosząc się przykładowo z Lille do PSG z kwoty 30 tyś euro na miesiąc, zawodnik zaczął zarabiać 200 tyś euro na miesiąc. Duża różnica prawda? Można się czepiać traktowania zawodników przez kluby, które miały ich niemalże za niewolników. Chciano mieć wpływ wizerunkowy oraz zysk finansowy w indywidualnych kontraktach reklamowych piłkarzy. To samo się tyczy samych graczy, którzy traktowali trenerów jak popychadła. Jak się podobał sposób trenowania, to prezentowali się wybornie, jednak w momencie, gdy punkt widzenia przestał robić wrażenie, zawodnicy zmawiając się wcześniej, prezentowali się bardzo słabo, tylko i wyłącznie po to, aby zwolnić trenera. Powyższe wydarzenia sprawiały, że świat piłki nożnej mówiąc kolokwialnie – schodził na psy.

Kluby zmienią swoje podejście nie tylko ze względu na zarządzanie budżetem, lecz także ze względu na podejście etyczne do piłki. Może i rzeczywiście dobrze, że wybuchła pandemia w takich momencie? Może w końcu przypomni nam się sport na przełomie XX/XXI wieku, gdzie sportowcy w drodze do sukcesu kierowali się zasadami moralnymi, a nie tylko pieniędzmi? Taka pobudka z pewnością się przyda w świecie, gdzie nawet Florentino Perez będzie oglądał każdego euro-centa w okienku transferowym. Oby nowa rzeczywistość szybko nastała i spowodowała, jak najmniej szkód..

Błażej Zięty

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *