Depresja to zbyt poważny temat by oceniać ją na Twitterze

Nie tak dawno skrytykowaliśmy Artura Szpilkę. Ba! Nawet stwierdziliśmy – co prawda w afekcie- że nie będziemy jednak więcej oglądać jego walk. Po tej przegranej z Radczenką, po zachowaniu samego Artura i jego promotora, Andrzeja Wasilewskiego, zareagowaliśmy w miarę adekwatnie do sytuacji. Dzisiaj jednak musimy wziąć pod skrzydła ochronne polskiego pięściarza, bowiem padł w naszej ocenie ofiarą nietaktownego, bardzo niewłaściwego do powagi sytuacji zachowania. Mowa o Tweecie adiunkta UAM-u, Tomasza Ratajczaka, który w nijak pasuje do całej sytuacji. Zobaczcie sami w czym rzecz.

Stawianie diagnoz na odległość co do zasady jest niewskazane. I nikt nie powinien tego czynić. Po pierwsze dlatego, że każda forma oceny na odległość oddzielona jest barierą komunikacyjną, co czyni ją nierzetelną i nieprofesjonalną.

Psychiatrzy nie mają możliwości fizycznego pomiaru aktywności receptorów neuroprzekaźników: serotoniny i dopaminy i w swej diagnostyce bazują głównie na wywiadzie i obserwacji. Często przy depresji somatycznej podstawą do jej stwierdzenia jest współistnienie dolegliwości np. bólowych lub w ogóle braku czucia.

Powyższe daje podstawy do przyjęcia założenia, że żaden szanujący się lekarz nie postawi diagnozy ani nawet oceny czyjegoś stanu zdrowia, bez osobistego kontaktu, ani rozmowy z samym rzekomym pacjentem.

Po drugie depresja – najsmutniejsza z chorób wiele ma obliczy, podobnie zresztą jak schizofrenia. Można by zaryzykować stwierdzenie, że jest dokładnie tak wiele chorób jak ich…nosicieli. Bowiem każda osobowość, każdy charakter są inne od pozostałych. Każdy więc z symptomów, objawów u dowolnej jednostki będzie wyglądał zupełnie inaczej. Bowiem każdy umysł jest zupełnie inny. Tym samym nie ma jednej twardej linii, aby orzec jednoznacznie, czy ktoś ma depresję czy nie. Wszelakie testy są jedynie pomocnicze. U jednej osoby depresja może przez lata tak bardzo utrwalić się, że stanie się częścią charakteru (dystymia). U innej zaś może przybierać formy impulsywnych napadów smutku, rezygnacji, które w najgorszym wypadku mogą doprowadzić do samobójstwa. W praktyce niewielu samobójców mówi o swoich planach – wolą raczej aby ludzie od ich zamiarów ich nie odciągali i starają się przygotowywać wszystko w tajemnicy. Nie należy jednak takich objawów lekceważyć. Bliższe jednak i bardziej niepokojące są objawy pogodzenia, rezygnacji, objawy wskazujące na podejmowanie działań zmierzających do finalizowania pewnych etapów życia. Niepokojące niewyobrażalnie jest czyjeś pogodzenie i poczucie ulgi, że zaraz nie będzie go na tym świecie….

Depresja w takiej sytuacji jest tak złożoną chorobą, że z jednej strony może być przedmiotem manipulacji np. na salach sądowych, z drugiej zaś nawet sam pacjent może o niej nie wiedzieć. Jest intymną sferą człowieka, której nie wypada oceniać z szacunku do jego prywatności, przeżyć, wreszcie z szacunku do jego życia i praw człowieka.

Tomasz Ratajczak – historyk sztuki i adiunkt UAM – to brzmi teoretycznie dumnie. To poczucie dumy wedle naszej wiedzy spada wraz ze spojrzeniem na zarobki na polskich uniwersytetach i praktykę życiową . Nie wspominając już o sławie lub raczej jej braku. Człowiek, który w założeniu powinien być wykształcony i światły i nie powinien sobie pozwalać tak daleko idące publiczne zdania ocenne w stosunku do osoby, która pochodzi jednak ze środowiska, w której depresja jest na porządku dziennym. Boks powoduje jednak mikro-wstrząsy mózgu, zmienia optykę na wiele rzeczy. Przecież wszyscy pamiętamy jak potoczyły się losy Riddicka Bowe, jak z depresją zmagał się np. w polskim środowisku: Krzysztof „Diablo” Włodarczyk. Chodziły też słuchy (nie wiemy czy potwierdzone) że problemy ze zdrowiem miał Krzysztof Zimnoch. O chorobie publicznie mówił i pisał Tyson Fury. Depresja Artura Szpilki miała prawo być jego subiektywnie odczuwalnym stanem, którego wręcz nie wypada komentować ani oceniać. Polski bokser jest jaki jest – krnąbrny, buńczuczny, ale nie można jednak publicznie kontestować tak indywidualnej sprawy jak depresja.

I nie chodzi tutaj o niego personalnie, a o zjawisko. Bo kiedyś taka sytuacja może spotkać każdego z Was. I kiedyś Wy możecie mieć problemy. I jak się będziecie wtedy czuli, kiedy ktoś będzie lekceważył Wasze emocje czy Wasz stan zdrowia?

Ze smutkiem stwierdzamy – doktor Ratajczyk chyba pomylił odwagę z odważnikiem, jak mawia Jan Tomaszewski…

Marcin Szymański

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *